Co prawda jest to historia sprzed wielu lat, ale myślę, że w okresie wakacji bardzo na czasie. Paweł, wtedy dziesięciolatek, miał pojechać na kolonie.
Tak też zrobiłam, westchnęłam: „Jezu, zaopiekuj się moim synkiem” i zamknęłam walizkę. Po trzech tygo-dniach, gdy Paweł wrócił z kolonii (komórek jeszcze nie było, więc wcześniej nie mogliśmy rozmawiać) zaczął opowiadać: „Pierwszego dnia, kiedy mieliśmy kłaść się spać, otworzyłem walizkę, wziąłem piżamę i na wieku walizki zobaczyłem obrazek Pana Jezusa. Uklęknąłem i zacząłem odmawiać »Ojcze nasz«. Na sali było nas trzydziestu, wszyscy zaczęli się śmiać, skakać po łóżkach.
Zrobiło mi się głupio, trochę się zawstydziłem, ale nie przerwałem modlitwy. Na drugi dzień wieczorem znów otworzyłem walizkę i znów klęknąłem do modlitwy i wtedy uklęknął przy mnie jeszcze jeden chłopak z mojej grupy. Modliliśmy się razem. Zrobiło mi się raźniej, bo już nie byłem sam. Na trzeci wieczór już uklękło do modlitwy trzech chłopców. Do końca kolonii w każdy wieczór klęczeliśmy już wszyscy i wszyscy się modliliśmy. Zaczęto mnie nazywać księdzem. Pan Jezus mnie wspomógł w momencie, gdy sam się modliłem, podtrzymał mnie, bym się nie zachwiał.”
Do dziś wśród rodzinnych pamiątek trzymam kartkę, na której Pawełkowi wpisywali się koledzy i pani opiekunka, która zadedykowała swoje słowa Pawełkowi „księdzu”. Być może to wtedy rozpoczęła się historia powołania Pawła, który faktycznie został księdzem
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maria Witon, Opole