W tygodniku „Gość Niedzielny” z 4 stycznia przeczytałam artykuł pt. „Prezent za cudze” i „Koniec z wykupem mieszkań za złotówkę”. Poczułam się tym urażona do żywego i zapewniam, że nigdy i nikogo nie naciągnęłam nawet na złotówkę.
Z artykułu wynika, że inni będą zmuszeni ze swoich podatków dopłacać do wykupu mojego mieszkania, co nie jest prawdą. Ciekawe dlaczego Trybunał Konstytucyjny nie orzekł tego, że to spółdzielnie postąpiły nieetycznie, bogacąc się bezprawnie kosztem spółdzielców? Skrzywdziły rzesze ludzi, a teraz krzyczą, że to one same zostały skrzywdzone.
Najpierw naciągały na duże kwoty spółdzielców, a teraz chcą wyciągnąć pieniądze od państwa. Na jakiej podstawie prawnej wszystkie spółdzielnie uznały, że mieszkania są ich własnością od momentu, kiedy spółdzielcy spłacili cały koszt budowy mieszkań? Pierwsze kwoty żądane przez spółdzielnie były bardzo niskie i stanowiły niewielki procent średniej krajowej, potem znacznie rosły każdego roku. Wtedy jakoś nikt się nie buntował i nie pytał, dlaczego inni w poprzednich latach płacili dużo mniej. Jak spółdzielnie uzasadniały takie podwyżki?
Nikomu to przedtem nie przeszkadzało, dopiero kiedy posłowie postawili temu tamę, rozpętał się prawdziwy jazgot. Czy rzeczywiście decyzja Sejmu była dla mnie prezentem? Stanowczo nie. Była potwierdzeniem, że skoro spłaciłam cały kredyt mieszkaniowy, to bez niczyjej łaski przestaję być lokatorem, a jestem pełnoprawnym właścicielem mieszkania w spółdzielni. Rozumiem, że należało ponieść koszty wykupu gruntu i wpisu do księgi wieczystej, co też się stało i chwała Sejmowi za to. Dopiero teraz dzięki Trybunałowi Konstytucyjnemu zacznie się prawdziwy bałagan.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Zofia Mojkowska