Po przeczytaniu artykułu „Katecheza na cenzurowanym” (nr 44/2008) nie mogę pozostać obojętna, gdyż jako wieloletni katecheta mam zgoła inne doświadczenia.
Zdecydowanie nie zgadzam się z twierdzeniem, iż młodzi ludzie rezygnują z katechezy w szkole. Znam wiele przypadków, gdy chłopcy i dziewczęta wracają na katechezę – po kilku miesiącach, czasem po roku. Są też i tacy, którzy zdecydowali się przyjąć wiarę katolicką. Są tacy, którzy będąc innego wyznania, uczestniczą aktywnie w katechezie, angażując się w przedsięwzięcia religijne. I są wreszcie tacy, którzy z różnych powodów nie przyjęli sakramentu bierzmowania, a teraz dojrzeli do tej decyzji i uczestniczą w spotkaniach formacyjnych na terenie szkoły. Jest cała rzesza młodych ludzi, którzy angażują się jako wolontariusze, pomagając ubogim i bezdomnym; współpracują z parafią.
Nie będę idealizować, że jest łatwo katechizować młodych ludzi, bo nie jest. Rzeczywiście kontestują niemalże wszystko, co związane z wiarą, Kościołem, wartościami i normami moralnymi. Jednak wychowawca, szczególnie zaś katecheta, winien stale mieć na uwadze, że dorastanie jest trudnym okresem. To czas niepewności i stałego napięcia. Obecnie, bardziej niż kiedyś, młodzi ludzie mają problemy z wypracowaniem silnej osobowości. Obserwuję, że dzisiejsza młodzież ma coraz słabszy „kręgosłup psychiczny”.
Nie można więc młodego człowieka zostawić w takim momencie – trudnym i pięknym zarazem. Zadaniem katechety jest poznawać sytuację egzystencjalną wychowanka i z zaangażowaniem przy nim być, wchodzić w dialog, nie krytykować, ale wskazywać drogę. Tak jak przewodnik – cierpliwie i z miłością.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Dr Dorota Luber, katechetka, Mysłowice