Temat powraca i wydaje się, że powiedziano już wszystko, jednak kolejny list do „Gościa” („W kościele dzieci przeszkadzają” GN nr 26/2008) pokazuje, iż trudno nam się zrozumieć. Nikt nie powiedział (nikt nie ma prawa tego robić!), że w kościele dzieci przeszkadzają, w rozumieniu „nie są tam potrzebne”.
Tak jak nikt nie ma prawa mieć za złe rodzicom, że wychodzą z dziećmi na zewnątrz, jeżeli dzieci przeszkadzają. Ale zarazem przymuszanie dokazującego dziecka do przebywania w kościele, a współuczestników do znoszenia jego psot jest pomyłką. Powoływanie się przy tym na Ewangelię jest nadużyciem.
Rodzicielstwo oprócz radości niesie liczne trudy. Ten związany z przyzwyczajaniem dziecka do obecności w domu Bożym jest jednym z nich. Uczy dziecko, że kościół jest miejscem szczególnym, gdzie się nie tylko nie biega, ale i nie rozmawia.
Rozumiem, że odstające swoim zachowaniem dziecko przeszkadza innym. Rozumiem też, że rodzice chcą uczestniczyć w Mszy św. wraz ze swoimi dziećmi. Brak umiaru każdej ze stron – ostentacyjne ignorowanie wybryków dziecka albo nerwowe zwracanie uwagi rodzicom przy pierwszym szurnięciu nogą przez malucha – jest jej brakiem.
Wydaje się, że w miejscach, gdzie jesteśmy wzywani do „wzajemnej miłości”, nie powinno być to trudne, choć życie pokazuje, że mamy z tym kłopot.
Na koniec prośba – niestety, możliwa do realizacji tylko w większych miastach. Jeżeli można, organizujmy Msze św. dla dzieci. Poziom przekazu wiary będzie dostosowany do ich umysłowości, a „margines zachowań dopuszczalnych” znacznie szerszy. I – jeżeli tylko jest taka możliwość – uczestniczmy z dziećmi właśnie w takich nabożeństwach. Z korzyścią dla wszystkich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wacław Reczek