Piszę w sprawie wypowiedzi o. Leona Knabita w felietonie „Maluchy na Mszy”. Jestem katoliczką i matką trójki dzieci. Zbulwersowało mnie zdanie: „Dzieciom nieznośnym i rodzicom nie umiejącym sobie na Mszy świętej poradzić z takimi dziećmi mówimy – NIE”.
Dzieci są różne, mają różne charaktery, temperament, różnie wyrażają swoje emocje – podobnie jak my, dorośli. Nie wydaje mi się, aby w czasie, kiedy Chrystus wypowiadał słowa „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie” dzieci były inne niż obecnie. Zapewne znalazłyby się i spokojne, i rozbrykane. Chrystus nie dzielił dzieci na grzeczne i niegrzeczne. Więc skoro Bogu nie przeszkadza...
Swoje dzieci prowadziłam do kościoła od pierwszych miesięcy życia, bo samych nie mogłam zostawić w domu. Pierwsze i drugie dziecko nie sprawiało większych problemów na Mszy św. Najmłodszy syn był inny, niespokojny, rozbrykany do 2,5 roku życia.
Dodam, że przy tych samych metodach wychowawczych. Oczywiście wychodziłam z kościoła, kiedy był bardzo niegrzeczny, a zimą stawałam gdzieś z tyłu, ale pozwalałam dzieciom przychodzić do Niego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Elżbieta Witosza