20 lat temu brałem udział w dyskusji na temat budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej w Żarnowcu, m.in. mój głos sprzeciwu wydrukowano w ówczesnym „Przeglądzie Technicznym”.
Nie mogę zgodzić się z tym, że „przez lata wciskano ludziom kit na temat elektrowni atomowych”. Takie stwierdzenie jest zbyt dużym uproszczeniem. Przypuszczam, że autor artykułu nie miał okazji być na wielkich budowach PRL-owskich i, podobnie jak wielu innych znanych mi fizyków teoretyków, jest zafascynowany samymi procesami fizycznymi, a sprawy takie jak budowa, jej organizacja i sprawność go nie zajmują.
Od naocznych świadków wiem, że podczas budowy w Żarnowcu zdarzały się przypadki rozcieńczania wodą wysokomarkowego betonu w „gruszkach”, dopuszczano do korozji stalowych prętów zbrojeniowych, miesiącami sterczących z już zabetonowanych fundamentów (co zresztą stwierdzili inspektorzy z MAEA). Czy już jesteśmy wolni od tych grzechów bylejakości, nie jestem pewien, widząc kiepską jakość nowo budowanych autostrad, ulic, wiaduktów, nie mówiąc już o przypadku hali MTK. Niemniej jednak uważam, że już można, wręcz należy, rozsądnie zachęcać do energetyki atomowej.
Błędem jest odsądzanie przeciwników energetyki atomowej od czci i wiary oraz pokazywanie tylko jasnych stron zagadnienia i przemilczanie problemów. Nie należy też całkowicie dezawuować innych źródeł energii, bo w Polsce w tej dziedzinie mamy jeszcze bardzo wiele do zrobienia, choćby w dziedzinie legislacyjnej.
Znawcy problemu twierdzą wręcz, że gdyby tylko mała cząstka nakładów finansowych, włożonych w badania nad wykorzystaniem energii atomowej, trafiła do dziedziny badań alternatywnych źródeł energii, to dziś mielibyśmy (w skali światowej) wiele problemów energetycznych rozwiązanych. Ale zdaję sobie sprawę z trudności „przebicia się” z takimi tematami przez lobby paliwowo-energetyczne.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Błaszkowski, Gdańsk