Chciałabym podzielić się moją wieloletnią obserwacją dotyczącą systematycznej likwidacji w kościołach rzutników pieśni i zastępowania ich skarbcami modlitw i pieśni wraz z wyświetlanymi (w najlepszym razie, gdyż w większości kościołów tego systemu nadal nie ma) numerami kolejnych pieśni na Mszy św.
Stwierdzam, iż dwoje moich dzieci (9 i 10 lat), jak również inne dzieci obserwowane przeze mnie podczas Mszy św. nie znają słów pieśni, nawet pierwszych zwrotek, i w związku z tym nie śpiewają. Nie będą nigdy śpiewać, jeśli nie nauczą się pieśni teraz!
Uważam, i nie jestem odosobniona w swoim przekonaniu, iż jest to spowodowane modą podpatrzoną za Zachodzie, gdzie nie wyświetla się słów z rzutnika, lecz podaje sam numer pieśni. Czy puste i smutne kościoły zachodnie (np. niemieckie) mają być przykładem dla nas, Polaków, którzy zawsze byliśmy rozśpiewani? Nasze Msze to był głośny, piękny śpiew, który podobał się gościom z Zachodu.
Dlaczego wprowadza się na siłę śpiewniki, w których zanim się odszuka pieśń, już nie można jej zaśpiewać w całości? Chociaż uczę pieśni swoje dzieci, a kolędy śpiewamy w domu, to jednak patrzę ze smutkiem, że nie śpiewają, bo nie znają słów. Kiedy tekst jest wyświetlany na tablicy, machinalnie patrzy się nań i zapamiętuje, słowa utkwią w pamięci (tak było ze mną i wieloma innymi wiernymi).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Elżbieta Małyszko