„Powołanie przychodzi jak to coś na ptaki, które wiedzą, że muszą odlecieć do ciepłych krajów” – mówił o. Stanisław Jarosz OSPPE. Przypominamy trafne wskazówki, jakich udzielał zmarły dziś paulin.
Zmarły tej nocy o. Stanisław Jarosz OSPPE miał wielki dar głoszenia. Rekolekcje, które prowadził, zapadały na długo w pamięci. Kazania, które głosił, trafiały w punkt, czyli prosto w serce słuchającego. Jednocześnie zaznaczał: „Nie moralizuję”. W wyjaśnianiu słowa Bożego miał łatwość posługiwania się obrazami, symbolami. O sprawach najważniejszych mówił prostym językiem.
Pozostawił po sobie nie tylko mnóstwo konferencji czy kazań, ale również sporo rozmów, jakie ukazywały się na łamach „Gościa Niedzielnego” i „Małego Gościa”. Zawsze chętnie dzielił się swoimi przemyśleniami na temat słowa Bożego, a także życia Kościoła.
Przypominamy wybrane fragmenty tych wywiadów, trafne wskazówki ojca Stanisława, które warto mieć w pamięci.
1. O mężczyźnie, który jest jak witraż
Dla mnie mężczyzna jest jak witraż w kościele, nie ze względu na urodę, ale ze względu na budowę. Setki kolorowych szkieł. Każda szybka osobno oprawiona. Wpada kamień, wypada jedna szybka, reszta się trzyma. Kobieta zaś jest jak tafla kruchej szyby w samochodzie. Piękna jedność, błyszcząca tafla, ale jak kamień uderzy w taką szybę, to pęka wszystko. Problem w domu? Mężczyzna powie: „Nie przesadzaj, nic się nie stało”. Mężczyźnie wyleciała jedna szybka. Kobiecie być może zawalił się świat. Jak się nie weźmie tych różnic pod uwagę, to diabeł będzie buszował. [czytaj całość]
2. O biblijnym bogatym młodzieńcu
Mnie pociesza to, że Jezus spojrzał na niego z miłością. Ta przypowieść jest dla mnie ratunkiem. Już nie potrafię udzielać rad. Nie jadę na rekolekcje z planem, co mam robić. Próbuję się modlić o to, by Bóg je poprowadził. Układam tylko program pierwszej konferencji, a potem czekam. Nie moralizuję. Kiedyś słyszałem kłopotliwą rozmowę. Spowiadał przygłuchy ksiądz. Słyszę z daleka: – „Nie chodzę do kościoła. – No to chodź! – Nie modlę się. – No to się módl! – Przeklinam. – No to nie klnij! Trzy Zdrowaś Maryjo i Ojcze nasz”. Myślę: Kurcze, pomoże mu ta spowiedź…[czytaj całość]
3. Dlaczego dziękować za wszystko?
Naszą naturalną religijność wyssaliśmy z mlekiem matki. Mama głaskała nas, gdy byliśmy grzeczni, tata łajał, gdy coś zbroiliśmy. Ten obraz przenosimy na Boga. Trzeba przekroczyć tę barierę. Bóg kocha grzesznika. Dlatego dziś mogę dziękować za wszystkie wydarzenia mojego życia. Za te „skopane” też. Przychodzą ludzie do spowiedzi: Denerwowałem się. To nie grzech – mówię. Co robiłeś: Próbowałem z tym walczyć. – No to gdzie widzisz grzech? Oddaj to Jezusowi. Powiedz: Panie, widzisz, co narobiłem. Oddaję Ci to. Mam puste ręce. Ktoś powie: totalny pesymizm. Nie! Jeśli ujrzysz to w prawdzie o miłości Bożej, to będziesz mógł podziękować za wszystkie wydarzenia. Nawet za te przegrane. [czytaj całość]
4. O dobrych i złych wyborach
Jeśli Bóg zaplanował, bym jechał w życiu na północ, to będzie najlepsza dla mnie droga. Ale jeśli skręcę na wschód, nie przekreślę wszystkiego. Pan Bóg i wtedy potrafił uczynić w moim życiu dobro. Powie: „Stanisław, kocham Cię. Ale ty już nie przyniesiesz 100 procent owoców, tylko 90 procent. Nie będziesz miał już takiego szczęścia, jakie dla Ciebie zaplanowałem, tylko trochę mniejsze”. Pamiętamy przypowieść Pana Jezusa o plonie 100-krotnym, 60-krotnym i 30-krotnym? Myślę, że ja sam tego 100-krotnego plonu nie wydam, bo nie zawsze chciałem słuchać Pana Boga. Inna rzecz, że można wybrać złą drogę i brnąć nią mimo ostrzeżeń. To może być droga zniszczenia. Ktoś mówi: „nie chodź w góry, bo będzie burza”. Jeśli nie posłucham mądrzejszego od siebie, może mnie porazić piorun. Podobnie jest z grzechem. Ale jeśli uznam swój grzech i zawołam o ratunek, to miłość Boga się potęguje. Bo on mi przebacza. [czytaj całość]
5. Co Pismo Święte mówi o ojcu Stanisławie Jaroszu?
Mówi o mnie wszystko. Zależy, gdzie otworzę Biblię. Czytam przypowieść o ziarnie, które pada na różną ziemię. I myślę sobie: dzisiaj jestem gruntem pełnym chwastów. Boję się, że moja codzienna bieganina zagłuszy słowo Boże. To znów otwieram Księgę Jeremiasza: „Nie ma ucieczki dla pasterzy ani ocalenia dla przewodników trzody”. To też o mnie. Bo jako proboszcz może nie zrobiłem wszystkiego, by uratować moje owieczki. Albo kiedyś prowadziłem rekolekcje dla księży. W te dni pojawiały się słowa z Ewangelii św. Mateusza: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa”. Myślałem, co powiedzieć tym kapłanom? I zrozumiałe, że to nie o nich, ale o mnie. Na początku nie zgadzałem się. A w końcu wziąłem ołówek i zacząłem wypisywać, czy jestem obłudny? No tak! Jeśli przychodzi do mnie uśmiechnięty dżentelmen pod krawatem, traktuje go inaczej niż bezdomnego. Albo obiecuję Panu Bogu poprawę, a w głębi dalej chcę postępować źle. I wyszło na jaw, że Słowo Boga ma rację. [czytaj całość]
6. O sakramencie bierzmowania
Zawsze tłumaczę: „Bez bierzmowania jesteś bracie półchrześcijaninem”. Aby dobrze przygotować się do tego sakramentu, trzeba wrócić do chrztu. I zrozumieć, co się wtedy stało, gdy rodzice w moim imieniu wyznawali wiarę. Odkryć, że jestem umiłowanym dzieckiem Boga. A teraz przyszedł czas, aby ten młody, w jakiś sposób dojrzały człowiek potwierdził to, już na podstawie własnej wiary. Aby się opowiedział: Czy to tylko taka formalność? Czy naprawdę chcę wejść do Kościoła? Bierzmowanie to nie jest koniec. Przeciwnie! To dopiero początek drogi do dojrzałości w wierze. Wyobraźmy sobie bieżnię lekkoatletyczną. Przystąpić do bierzmowania, to jakby wejść na taką bieżnię. Jesteś gotowy? Startuj! Będziesz prosił Ducha Świętego, a On zawsze będzie działał w twoim życiu. Pytanie, czy masz taką wiarę, która pozwoli Duchowi otworzyć skrzydła? [czytaj całość]
7. O modlitwie „Ojcze nasz”
Kiedyś nie miałem z „Ojcze nasz” problemów, klepałem paciorek bezmyślnie. Ale przyszedł czas refleksji, gdy przymierzyłem te słowa do mojego życia i uwierzyłem, że szczęśliwy będę tylko wtedy, gdy każdego dnia poproszę o wypełnienie się woli Boga w historiach, w których uczestniczę. Bo jeśli niebo jest stanem szczęścia – bez smutku, zła i łez – to nie muszę się bać, że cokolwiek złego Bóg zamyślił dla mnie tu, na ziemi. [czytaj całość]
8. O powołaniu
Ja bym powiedział, że powołanie przychodzi jak to coś na ptaki, które wiedzą, że muszą odlecieć do ciepłych krajów. Te ptaszki nie wiedzą, czy potrafią, czy dadzą radę, czy nie padną po drodze. Ale wiedzą jedno – że jak zostaną, to będzie bardzo smutno. Bo istotne jest podjęcie decyzji. To bardzo ważne, żeby nie siedzieć i czekać, aż Bóg mi odpowie. Trzeba się ruszyć! [czytaj całość]
9. O grzechach ludzi Kościoła
Znam grzechy i księży, i świeckich. Kiedyś znajomy zaprosił mnie na egzorcyzm i przestrzegł: „Uważaj, bo demon może wyśpiewać twoje grzechy”. Roześmiałem się: „Moje grzechy? Mogę ci je wszystkie wyśpiewać. Nie mam nic do ukrycia”. Siedzę w konfesjonale i gdy przychodzi jakaś totalnie ubrudzona duszyca, myślę: „Oj, następny wpadł po uszy w błoto i teraz gorszy się sobą, jak mógł tak nisko upaść?”. Ja nie boję się, że na skandalach pedofilskich straci Kościół. Szkoda mi tych, którzy są nieuformowani i odpadną. Zwyczajnie mi ich szkoda. W ramach przygotowania do Pierwszej Komunii odpytuję rodziców ze znajomości katechizmu. Oczywiście pojawił się „opór materii”. A ja po prostu chcę, by znali katechizm tak, jak ich dzieci. Kiedyś powiedziałem: „Jeździsz pan świetnym samochodem, ale masz na osi koło z wózka dziecięcego. Masz poglądy na religijność na poziomie podstawówki. Chcesz być pan głupszy od swojego syna? Mówi pan: Syn przyjął Pana Jezuska w Komunii do serduszka. A jak się potem okaże, że serduszko to nie komnata, tylko pompa krwi i zacznie się coś nie zgadzać?”. Przyjmujesz Jezusa do całego życia, do wszystkich wydarzeń: do cierpienia, pracy, radości, codziennego umierania, śmierci. Nie „do serduszka”, które na dobrą sprawę nie wiadomo gdzie jest. Dla ludzi, którzy tak myślą, chrześcijaństwo staje się naiwne. I potem lecą za byle sensacją. Nie czytają Biblii, tylko goniące za skandalami kolorowe gazety. Naprawdę szkoda mi tych ludzi. [czytaj całość]
10. O postanowieniu poprawy
Jeśli człowiek naprawdę zobaczy, że grzech prowadzi do śmierci, będzie się chciał poprawić. A jeśli tego nie dostrzega, to postanawia sobie: poprawię się na cztery, pięć dni.... Wyobraź sobie, że jesteś Bogiem i ktoś przychodzi do ciebie i mówi: „Poprawiam się na tydzień, a potem mam cię gdzieś”. Jak się czujesz? To jest to kompletnie bez sensu! Albo zrywam z grzechem całkowicie, totalnie, albo wcale. Nie ma innej drogi. To tak, jakby ktoś postanowił sobie: nie będę bił dzieci, ale żonie to przyłożę. Pan Bóg nie pozwoli z siebie żartować. Jasne, że ktoś po spowiedzi może powiedzieć: podobają mi się jednak te moje grzechy, ale ważne jest to, co myśli i wypowiada w momencie postanowienia poprawy. Teraz. Bardzo często boimy się, że po postanowieniu poprawy staniemy się jakimiś dewotami, cudakami, że ten Pan Bóg dokona tak totalnej rewolucji, że już nie będziemy mogli spojrzeć ludziom w oczy Nieprawda. Wszystko mam od Niego i dopiero teraz wrócę do normalności. [czytaj całość]
11. Czy Bóg zawsze przebacza?
Pierwsza rzecz, to trzeba powiedzieć, że Pan Bóg już prze-ba-czył. W czasie przeszłym. Pan Bóg przebaczył wtedy, gdy Jezus umarł na krzyżu. Przyjął na siebie karę za nasze grzechy i od tamtego czasu czeka na każdego miłosierdzie, przebaczenie. Problem tylko w tym, czy człowiek je przyjmie, bo lekarstwo w szufladzie jeszcze nikomu nie pomogło. Trzeba je zażyć i to tak, jak mówi lekarz: czopki nie do buzi, pastylki nie domięśniowo, a zastrzyków się nie pije, tylko robi iniekcje. Podobnie jest z przebaczeniem. Boże Miłosierdzie czeka. A jeśli ktoś go nie przyjmuje, to nie znaczy, że go nie ma. Stoi pralka w domu, jest proszek, woda, ale jeśli ktoś nie zacznie prać, to umrze w brudzie. [czytaj całość]
12. O nadziei
Człowiek, który ma nadzieję w Bogu, wierzy, że nawet śmierć nie jest końcem. Śmierć nie jest dla niego straszna, bo wie, że idzie na spotkanie z Bogiem. Przecież nie może być inaczej. Jeśli umierająca matka cieszy się, że kilka minut przed śmiercią mogła uścisnąć syna, pogłaskać go po twarzy albo potrzymać za rękę, to skąd ma tę radość? Z nadziei, którą daje Bóg. Ona wie, że umiera a mimo to, jest w niej radość. Gdy człowiek ma jakąś obietnicę, nadzieję, cieszy się. Cieszą się młodzi podczas ślubu, bo mają nadzieję na szczęśliwe życie, cieszą się rodzice, gdy rodzi im się dziecko, bo mają nadzieję, że będzie zdrowe, dobre i mądre. [czytaj całość]
ps