Po przeczytaniu artykułu „Kat czy ofiara” (GN nr 38) utrwaliły się moje przekonania co do niesprawiedliwości mającej miejsce w polskim sądownictwie. Nie należę do osób, które najchętniej każdego wsadziłyby za kratki.
Nie zazdroszczę też osadzonym warunków, więziennego wiktu, a co za tym idzie każdego grosza przeznaczonego na utrzymanie więźnia, bo mając brata w Zakładzie Karnym, mam pojęcie o realiach tam panujących. Opisany przez was przypadek wręcz cuchnie stronniczością prokuratury. Nie potrafię zrozumieć, jak człowiek, którego życie nie było bezpośrednio zagrożone, strzelił do chłopaka jak do żywej tarczy, zadając mu od razu śmiertelny cios.
Jak mógł zostać uznany za niewinnego po dwóch dobach? Czytałam o człowieku, który przed laty, gdy został zaatakowany przez trzech uzbrojonych w noże facetów, sam wyciągnął legalnie posiadany pistolet. Pierwszy magazynek wystrzelił na postrach. Gdy to nie pomogło, oddał sześć kul do napastników.
Skazano go na 25 lat więzienia. Ta sytuacja to ewidentna obrona własna, a jednak ofiara została skazana. Będzie tak w polskich organach sprawiedliwości do czasu pozwalania na subiektywne ocenianie winny–niewinny. Od widzimisię prokuratora lub sędziego nie może zależeć czyjeś życie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Matysek-Lorekm Żory