W połowie listopada na Ziemi będzie nas 8 miliardów. Ziemian przybyło o miliard w ciągu ostatnich 11 lat. Dużo to czy mało?
15.11.2022 11:11 GOSC.PL
Nikt oczywiście nie wie, kto będzie tym ośmiomiliardowym obywatelem naszej planety. Nie wiadomo też, gdzie ten ktoś się urodzi. 220 lat temu, około 1804 roku, Ziemię zamieszkiwało miliard ludzi. By ta liczba się podwoiła (do dwóch miliardów), musiało minąć około 125 lat (do 1927 roku), ale na kolejny miliard trzeba było czekać już tylko 32 lata. Cztery miliardy osiągnęliśmy w 1975 roku (a więc po 16 latach od 3 miliardów), a 5 miliardów w 1987 roku (a więc po 12 latach). Na kolejny miliard też czekaliśmy 12 lat, podobnie na jeszcze kolejny. Na przełomie października i listopada 2011 roku było nas 7 miliardów, po kolejnych 11 latach, czyli dzisiaj, jest nas o kolejny miliard więcej. Jak będzie wyglądała przyszłość? Tego nikt nie wie, ale mamy symulacje, modele i estymacje. Te – w zależności od przyjętej metodologii – wskazują, że na dziewiąty miliard Ziemian przyjdzie poczekać od 15 do 20 lat, a liczbę 10 miliardów przekroczymy pomiędzy 2055 a 2070 rokiem. To oczywiście tylko (i aż) estymacje, które nie biorą pod uwagę nieznanego. Już dzisiaj widać jednak, że dynamika wzrostu maleje. Z niektórych symulacji wynika nawet, że od lat 50. XXI wieku liczba Ziemian zacznie spadać.
W krótkim felietonie nie sposób odnieść się do wszystkich wątków związanych z rosnącą liczbą ludzi na Ziemi. Do jednego chcę jednak nawiązać. W kontekście ludzkiej populacji mówi się często, że jest nas za dużo, że Ziemia (przyroda) sobie nie poradzi i czeka nas kolaps. Być może tak będzie, ale nie z powodu liczby mieszkańców globu, ale z powodu stylu życia tych najbogatszych kilkuset milionów, mieszkających w Europie i Ameryce Północnej. Miliard najbogatszych ludzi na Ziemi produkuje 40 proc. całego emitowanego dwutlenku węgla. Miliard najbiedniejszych jest odpowiedzialnych za 0,5 proc. emisji CO2. Gdyby ten miliard najbiedniejszych podwoił tę emisję, z trudnością dałoby się to odczuć w globalnych statystykach. Gdyby ten miliard najbogatszych zredukował ją o połowę, dałoby to konkretny i mierzalny efekt. Zwiększenie emisji przez najbiedniejszych to dostęp do czystej wody, do jedzenia, do opieki zdrowotnej czy do szkoły. Zmniejszenie emisji przez najbogatszych to rezygnacja z jednego z kilku samochodów, z wyrzucania jedzenia, z lotów samolotem na wakacje.
Gdy mowa o przeludnieniu planety, w obrazkach pokazywanych przez media pojawiają się biedni. Gdy mowa o celach klimatycznych, w komunikatach pojawiają się kraje rozwijające się. To nie biedni obciążają Ziemię, tylko bogaci, którzy nie widzą potrzeby dzielenia się. Czy jest nas zatem za dużo? Nie. Po prostu brakuje nam serca.
Tomasz Rożek