Cykl: Filary wiary - Skoczkowie JAN BUDZIASZEK, perkusista Skaldów i wielu zespołów jazzowych. Autor „Dzienniczka perkusisty”. Mieszka w Krakowie
Czym jest zaufanie do drugiej osoby? Dopiero po dwudziestu latach małżeństwa zrozumiałem, na czym polega tekst przysięgi małżeńskiej. I dzisiaj mówię do mojej żony tak: Słuchaj, jesteśmy dobrowolnym związkiem ludzi wolnych. Ale pamiętaj, ślubuję ci, że nawet gdyby z tobą było tak, że znikniesz i nie będzie cię kilka lat, to pamiętaj, że gdy wrócisz, będę na ciebie czekał z michą pełną zupy. Trochę jak w tej krakowskiej anegdocie: Od wigilijnego stołu wstaje mąż i mówi do żony i dzieci: – Skoczę tylko do kiosku po papierosy. I nie ma go dwadzieścia lat. Potem wraca. W domu już dawno nie ma dzieci. A on mówi do żony: Kochanie, to już się nigdy nie powtórzy.
Dziś mówię do żony: Nawet jeśli byłoby tak jak w tej anegdocie, to pamiętaj – będę czekał. Z michą i zupą. I umyję ci nogi. Bo ci to ślubowałem. Zaufasz mi?
A zaufanie do Boga? Najlepiej obrazuje to taka historyjka. Pamiętam, że po kilku latach organizowania u mnie w domu pierwszosobotnich Różańców, wściekłem się i powiedziałem: Koniec, mam dość! Chodziłem po znajomych, po duszpasterstwach, kościołach i zachęcałem: „Przyjdźcie do mnie na Różaniec”. Przychodziły trzy, cztery osoby. Miałem naprawdę dość. Będąc kiedyś w Częstochowie na trasie ze Skaldami, przez tydzień chodziłem na szóstą rano na odsłonięcie obrazu i błagałem: „Zwolnij mnie. Nie chcę już niczego organizować!”. I wtedy usłyszałem w sercu: „Jeszcze jeden, jedyny raz...”. Zaufałem temu głosowi.
Nie ruszyłem palcem, nikogo nie zawiadomiłem, nie wykonałem żadnego telefonu. „Nie powiem, że jestem w Krakowie, to może nikt nie przyjdzie?” – cieszyłem się w duchu. Nadeszła sobota. Od rana urywały się telefony, żona nie podnosiła już nawet słuchawki. Wieczorem na modlitwę przyszło do mnie aż... czterdzieści siedem osób. Przez kilka godzin staliśmy stłoczeni w pokoju i modliliśmy się, a potem zauważyłem, że pod moim oknem marznie dwóch chłopców. Otwieram okno, a oni mówią: „Czy możemy jeszcze trochę postać?” (śmiech). Teraz wiem, że to Jego dzieło, a nie moje.
Albo inna historia: Gramy ze Skaldami w Niemczech kilka lat temu. Ambasada w Kolonii chciała zrobić koncert kolędowy. A ja wiedziałem, że cała ambasada była wówczas „czerwona”. Przestraszyłem się: O czym ja im będę opowiadał? A muszę coś mówić, bo muzyki jest jedynie nieco ponad pół godziny!
Pomodliłem się i na modlitwie mi wyszło, że mam robić wszystko „normalnie”. Bez względu na ludzi, mam powiedzieć to, co muszę. Zaufałem...
I szok. Nigdy w historii programu nie sprzedaliśmy tylu płyt, kaset i książek co wówczas. Kilkadziesiąt osób rzuciło się na nie i dosłownie je rozchwyciło. A ja przecież nie bawię się w żadną filozofię, opowiadam jedynie o swoich przeżyciach Było to dla mnie jasne potwierdzenie, że mam mówić prawdę niezależnie od moich uprzedzeń. A niedawno podchodzi do mnie w Niemczech grupka ludzi, którzy mówią: Nie masz pojęcia, jaki ten koloński koncert zrobił przewrót w naszym życiu!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
not. Marcin Jakimowicz