Moje życie jest równie pokiereszowane jak moja twarz. Choćby nos. Złamany dwadzieścia siedem razy. Dwadzieścia trzy złamania to sprawa boksu; cztery – dzieło mojego ojca. Najbrutalniejsze razy dostałem od tego, który powinien wziąć mnie za rękę i powiedzieć: "kocham cię".
Zapamiętał jej białe, znikające w oddali buty. Często widział je we śnie. Zrywał się wtedy zlany zimnym potem.
Słup
Miał trzy latka. Jego matka dziewiętnaście. Właśnie odchodziła do nowego mężczyzny, syn był dla niej balastem. Wywiozła go więc poza miasto, przywiązała mocno sznurem do elektrycznego słupa i odjechała. Nie pocałowała go, nie pomachała na pożegnanie. Wsiadła do samochodu i zniknęła.
Chłopczyka znaleziono nad ranem. Był przerażony i zmarznięty. Ledwo żył. Policjanci jakimś cudem znaleźli jego ojca. W żyłach potężnie zbudowanego ochroniarza ambasady w Paryżu płynęła prawdziwa indiańska krew. – To twój tata – tłumaczyli policjanci – No, biedaku, teraz odpoczniesz. Oooo, jak bardzo się mylili.
Kat
Były komandos, weteran wojny w Wietnamie, na widok którego wszyscy schodzą z drogi, po odejściu żony sięga wciąż do kieliszka. Mści się na wszystkich, którzy są pod ręką. A najczęściej pod ręką jest malutki Tim. Ojciec nie okazuje mu krzty czułości. Łączy się z inną kobietą: całuje ją, ostentacyjnie pieści jej pięcioro dzieci. – Chce mnie zranić, zemścić się na mnie za to, że odeszła mama – tłumaczy sobie chłopczyk. – Macocha z szyderstwem wskazuje na mnie i mówi do ojca: twój bękart znowu coś zbroił. I zaczyna się piekło.
Ojciec rzuca się na syna z rykiem zranionego zwierzęcia. Chłopak cudem uchodzi z życiem. Długo nie wychodzi na podwórko. Wstydzi się pokazać okaleczoną twarz.
Ojciec coraz więcej pije.– Kiedy znajduję się w polu widzenia, jego oczy przestają być trupio nieruchome. Zauważa mnie i już zapala się lont. Podnosi swoje olbrzymie cielsko, sapie jak drwal i rzuca się na mnie coraz gwałtowniej.
Kiedyś zamyka syna w wilgotnej piwnicy. Katuje, łamie mu nos i szczękę. Bije go do nieprzytomności. Chłopak ze zmiażdżonymi nogami leci w długi tunel bez wyjścia. To wieczór jego piątych urodzin. – Ojciec zafundował mi świeczki w oczach, a potem je zdmuchnął.
Dwa i pół roku w szpitalu. Żadnych odwiedzin. Samotne wycie w poduszkę. Gdy szpitalny sąsiad dostaje prezent, Tim kradnie kolorowy papierek, w który był zapakowany. Przytula go do serca. To jego pierwszy prezent w życiu! Jak pięknie błyszczy!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marin Jakimowicz (z cyklu wielkopostnego "Siedem słów z krzyża")