Francuzi wybierają prezydenta. Kolejna elekcja może jednak skończyć się porażką nadziei społeczeństwa. Mieszkańcy V Republiki wybierają między różnymi odmianami braku pomysłu na Francję.
Jeszcze dwa tygodnie temu, według sondażu opublikowanego przez dziennik „Le Parisien”, ponad 40 proc. Francuzów nie wiedziało, na kogo odda swój głos 22 kwietnia. Dlatego też w niedzielę wyborczą wszystko może się zdarzyć. Główna walka rozgrywa się między prawicowym Nicolasem Sarkozy i socjalistką Ségolne Royal. Mniejszym poparciem cieszy się kandydat „środka”, François Bayrou. Mimo różnych barw politycznych prowadzących kandydatów, można zaryzykować stwierdzenie, że łączy ich brak wyraźnej wizji i kierunku, w którym powinna pójść Francja. Chwytliwa w kampanii etykieta „prezydent wszystkich Francuzów” w praktyce (znamy to z własnego podwórka) może oznaczać totalną bezideowość. Tymczasem Francja potrzebuje prezydenta-wizjonera.
Prawa… lewa…
Nicolas Sarkozy, do niedawna minister spraw wewnętrznych, jest szefem partii UMP, z której wywodzi się także ustępujący prezydent Jacques Chirac. „Sarko”, jak nazywany jest popularnie, nie ukrywa różnic w wielu sprawach ze „starszym kolegą”. Na tych różnicach też próbuje wygrać walkę o Pałac Elizejski. Nieprzychylni Chiracowi mówią, że może Sarkozy w końcu będzie trochę słuchał tego, co się do niego mówi. Jednocześnie kandydat prawicy głosi trudne do pogodzenia pomysły. Z jednej strony opowiada się za ułatwieniem życia liberalnej gospodarce i uwolnieniem administracji od nadmiaru zobowiązań, z drugiej zaś widać wyraźnie, że ciągoty do zbudowania silnego państwa są jeszcze większe niż u Chiraca. Część Francuzów jednak rozumie, że model nadopiekuńczego Paryża jest na skraju bankructwa. Ten brak jednoznaczności poglądów sprawia, że nawet członkowie UMP mają dylemat, na kogo głosować.
Podobnie jest z Ségolčne Royal. Należy do Partii Socjalistycznej i zdawałoby się, że to wszystko tłumaczy. Owszem, hasła „sprawiedliwego państwa”, wzmocnienia administracji państwowej czy bezpłatnego dostępu do środków antykoncepcyjnych w jakim stopniu zaspokajają oczekiwania lewicowego elektoratu. Jednak według socjologa Marcela Gauchet (z wypowiedzi dla „Europy”), dla dużej części różnej maści trockistów, zielonych i umiarkowanych socjalistów pani Royal bardziej pasuje do obozu „prawicowych katolików”. Dlaczego? W swojej kampanii zdecydowanie promuje wartości rodzinne, potrzebę moralnej odnowy, zresztą i na tym polu wykazując się niekonsekwencją.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina