Krzyż na drogę - Wielki Post z Gościem Nad grobami stawiamy krzyż, bo on jest kluczem otwierającym bramy śmierci.
W jednej z parafii, w której byłem wikarym, wydarzył się tragiczny wypadek. Zginęło młode małżeństwo i ojciec jednego z małżonków. Dzień przed pogrzebem proboszcz zapytał, co ma powiedzieć w kazaniu. Zobaczyłem w jego oczach autentyczną bezradność. Kiedy patrzyłem na trzy trumny w kościele i szlochających bliskich, zrozumiałem, że w obliczu śmierci nie mamy nic sensownego do powiedzenia poza Ewangelią. W głowie kołatały mi słowa: „Panie, do kogóż pójdziemy?”. Wszystkie inne formy pocieszenia są tylko lepszym lub gorszym środkiem znieczulającym.
Sednem jest miłość
Krzyże stawiamy nad grobami naszych bliskich, krzyże pojawiają się w miejscu tragicznych wypadków na naszych drogach. Kształt krzyża mają pomniki poległych na Wybrzeżu w 1970, w Poznaniu w 1956, górników z „Wujka”, i tak wielu innych ofiar niesprawiedliwości czy wojny. W obliczu śmierci szukamy nadziei w tym najświętszym znaku, który dosłownie oznacza przecież narzędzie tortur, szubienicę. A przecież z tego drzewa boleści i hańby płynie Dobra Nowina. Krzyż mówi: „śmierć to nie wszystko, jest coś więcej. Jest drugi brzeg, nie idziemy w nicość, w proch, idziemy do domu”.
Nadzieję na pokonanie naszej śmierci daje śmierć Chrystusa. To jeden z tajemniczych paradoksów chrześcijaństwa: życiodajna śmierć. Jakimś przybliżeniem do tej tajemnicy są sytuacje, w których ktoś oddaje za kogoś życie. Przypomnę tylko dwie, ale zdarzyło się ich i zdarza wiele. Św. Maksymilian Kolbe, więzień obozu zagłady, dobrowolnie poszedł na śmierć za innego więźnia. Św. Joanna Beretta Molla, młoda matka, poświęciła swoje życie, aby donosić ciążę. Tuż po porodzie zmarła na raka macicy. Wolała narazić swoje życie, niż zabić dwumiesięczną córkę rozwijającą się w jej łonie, co doradzali lekarze.
Nie ma większej miłości niż ta, gdy ktoś życie swoje daje za innych. To, co stało się na krzyżu, jest najdoskonalszym wypełnieniem tej zasady. Sednem tajemnicy krzyża nie jest cierpienie, umieranie i śmierć, ale miłość. Jezus oddaje swoje życie za innych. Czyni to świadomie i dobrowolnie. Ofiaruje się za wszystkich, ofiaruje się za mnie. Jest to akt miłości Boga, który przyjął nasze śmiertelne ciało i dlatego umarł jak każdy człowiek. Ale znaczenie tej śmierci jest uniwersalne. Zadał śmierć ludzkiej śmierci. To, co wyglądało na całkowitą klęskę, było niepojętym zwycięstwem. Miłości nad nienawiścią, przebaczenia nad przemocą, prawdy nad kłamstwem, życia nad śmiercią. Rozumiemy to wyraźniej z perspektywy zmartwychwstania Chrystusa. Zrozumiemy w pełni dopiero na końcu czasów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz