To jakiś newage'owy symbol? – drapią się po głowach ci, którzy widzą znak Tau. Nic podobnego. Tau jest ostatnią literą hebrajskiego alfabetu. I ważnym chrześcijańskim symbolem.
Prorok Ezechiel w 9. rozdziale swej księgi pisze: „Pan rzekł: Przejdź przez środek miasta, przez środek Jerozolimy i nakreśl ten znak TAW na czołach mężów, którzy wzdychają i biadają nad wszystkimi obrzydliwościami w niej popełnianymi”. Litera tau naznaczona na czołach mężów wybawiała ich od śmierci. To znak ocalenia i zbawienia tych, którzy pomimo udręczenia pozostają wierni Bogu.
Czy to przypadek, że w swej starożytnej formie graficznej podobna była do małego krzyżyka? Znak ten pełni taką samą funkcję jak krew baranka w Księdze Wyjścia (naznaczone nią domy zachowane były od straszliwej plagi egipskiej) albo apokaliptyczna pieczęć na czołach Sług Bożych.
Biedaczyna z Asyżu bardzo kochał ten symbol: „Mąż Boży znak ten otaczał szczególną czcią, często mówił o nim w swoich przemówieniach, wykonywał go na początku swoich zajęć i własnoręcznie podpisywał tym znakiem listy” – pisał św. Bonawentura.
Zajmujący ostatnie miejsca Franciszek ukochał ostatnią literę hebrajskiego alfabetu. Nic dziwnego, że popularna „tauka” kojarzona jest dziś przede wszystkim z duchowością franciszkańską.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.