Jak to możliwe, że przez 20 lat Polsce nie udało się zbudować gazociągu doprowadzającego gaz z innego źródła niż rosyjski?
Pomysłów było i jest wiele. Kolejne rządy zapowiadały dywersyfikację dostaw gazu. Dla większości (poza lewicą) było jasne, że chociaż Rosja jest najtańszym doraźnie dostarczycielem surowca, na dłuższą metę lepiej wydać więcej pieniędzy na inwestycje i nawet płacić więcej za towar. Dzisiaj widzimy, że tani gaz z Rosji wcale tani być nie musi: zakręcony kurek oznacza ogromne straty dla gospodarek krajów, które już najdotkliwiej odczuły skutki gazowego kryzysu. A więc inwestycja może tylko popłacać. Jakie pomysły miała Polska i które były lub są warte realizacji?
Polak, Norweg – dwa bratanki?
To jeden ze sztandarowych projektów rządu Jerzego Buzka. Zakładał budowę gazociągu o długości 1000 km z Morza Północnego do polskich wybrzeży Bałtyku. Sprawa była już mocno zaawansowana, bo udało się nawet parafować umowę z Norwegami. Niestety, zmiana ekipy rządowej (przyszedł Leszek Miller) zablokowała kolejny krok – podpisanie umowy. Rząd SLD w ten sposób na długie lata pozbawił nas szansy realnego uniezależnienia się w dużym stopniu od dostaw z Rosji. Gazociąg z Norwegii miał zapewnić Polsce rocznie ok. 5 mld m sześc. surowca (przy całkowitym zużyciu ok. 13 mld m sześc. stanowiłoby to ponad jedną trzecią). Miller argumentował, że to za droga inwestycja i za gaz z Norwegii nie warto przepłacać.
Gaz z Niemiec?
W latach 90. firma Aleksandra Gudzowatego zaproponowała budowę gazociągu Bernau–Szczecin. W ten sposób podłączylibyśmy się pod niemiecki system przepływu gazu. Moglibyśmy w ten sposób kupować go rocznie ok. 2 mld m sześc. Niestety, to ciągle byłby gaz rosyjski, tyle że pobierany nie bezpośrednio z Gazpromu, ale właśnie przez niemieckiego pośrednika. Nie dość więc, że źródło pozostałoby to samo, dodatkowo płacilibyśmy dużo więcej za gaz niż przy bezpośrednim podłączeniu z Rosją. Bez realnego uniezależnienia od rosyjskiego kurka.
Przez Bałtów
Do pewnego stopnia podobnie należy ocenić pomysł budowy gazociągu Amber. Z inicjatywą wyszła Łotwa. Projekt zakładał przesył gazu z Rosji, przez Estonię, Łotwę i Litwę do Polski i innych krajów UE. Byłby to więc nadal gaz rosyjski, ale za to omijający Białoruś i Ukrainę, czyli redukujący tzw. ryzyko tranzytowe (widzimy dzisiaj, jakie są jego skutki). Plusem tego projektu było utworzenie jednocześnie drugiego kierunku przepływu: z Danii do państw bałtyckich i Finlandii. Polska miałaby podłączyć się do tego odcinka. To dałoby nam ok. 2 mld m sześc.gazu rocznie. Skończyło się jednak tylko na konsultacjach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina