Już przed wojną reklamowaliśmy radia Philipsa, proszek do prania Persil, obuwie Bata, dzwony z wytwórni Felczyńskich, produkty Knorra, budynie Dr. Oetkera, kostki Maggiego, krem Nivea czy opony Stomil.
Niektóre z dawnych ogłoszeń bawią dziś do łez, np.: „Kawaler, lat 33, fachowiec górniczy, pragnie zapoznać się w celu matrymonialnym z panną, skromną, religijną, posiadająca trochę gotówki”. Albo: „Pogłoskę rozpowszechnioną we wsi o sprawach familijnych pana Okonia, na którą zwróciłem panu Okoniowi uwagę w najlepszej wierze, że go nie obrażę, a z czego pan Okoń czuje się obrażony, odwołuję i pana Okonia przepraszam. M Bielas”. Zabawnie brzmi dziś reklama, w której Jastrzębie Zdrój – znane dziś głównie jako ośrodek górniczy – przedstawiane było kilkadziesiąt lat temu jako „perła uzdrowisk śląskich”. Z innej można się było dowiedzieć, że „nawet bolszewicy przemycają maść Meridiol do Rosji”.
Św. Antoni i mydło
A oto próbki reklamowej poezji: „Do Columbusa wiara po rowery wędruje/ bo wszyscy wiedzą, że się nie orżną/ że tam się najlepiej kupuje!/ Kto nie ma forsy – bo nie bogaty/ niech do pierona nie beczy/ Columbus da mu towar na raty/ a z długu się każdy wyleczy!”. Albo: „Co kupuje cały kraj? Mydło z pralką Kołłontay”. Niektóre reklamy były dość przewrotne: „Ja nie ogłaszam się nigdy, albowiem każdy o tem wie, że... „ – i dalej następowała reklama sklepu chemicznego. Były także niespotykane już dziś ogłoszenia pobożne, np. „Najserdeczniejsze podziękowania składam Najświętszemu Sercu Jezusowemu, Matce Bożej Nieustającej Pomocy i św. Antoniemu za wysłuchaną prośbę. Ofiaruję 3,- zł na chleb św. Antoniego. K.B. Brynów”.
Reklamy ukazywały się w „Gościu” już od pierwszego numeru. Znalazła się w nim reklama – istniejącego do dziś! – „zakładu artystycznego dla sztuki kościelnej”, czyli „Fabryki figur Świętych Pańskich”, należącej do wówczas do Kazimierza Schaefera w Piekarach Śląskich. „Wszelkie zlecenia Czcigodnego Duchowieństwa i Ogółu katolickiego wypełnia się o ile możności szybko, dokładnie i przy dostępnych cenach” – zachęcało ogłoszenie, obok którego wydrukowano reklamę „Kalendarza Marjańskiego” na rok 1924 r., wydanego przez słynną na Śląsku oficynę Karola Miarki w Mikołowie. Wydawnictwo nie bez podstaw zastrzegało, że cena kalendarza wynosi „obecnie” 45 tys. marek polskich. Dwa miesiące później, na skutek szalejącej inflacji, kalendarz kosztował już 120 tys. marek!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała