O kosmitach, którzy kochają się aż do śmierci, z ojcem Pawłem Stępkowskim z Zakonu Paulinów w Warszawie rozmawia Anna Elżbieta Grigo
Anna Elżbieta Grigo: Od czego zależy, czy sakramentalnym się uda?
Ojciec Paweł Stępkowski: – Od wiary. Sakrament nie należy do nas, nie podlega naszym interpretacjom, ale do Chrystusa. On decyduje, kiedy i jak chce być widoczny w życiu konkretnego małżeństwa. Ci, którzy są wierzącymi inaczej, czyli mają własny pogląd na to, czym jest małżeństwo, czy jakikolwiek inny sakrament, mogą mieć z tym problem. Bo jeśli szukam gruszek na wierzbie, chcę znaleźć niewłaściwe owoce na nie-właściwym drzewie. Czy ogrodnik, który sadził to drzewo, przewidział coś tak dziwacznego jak mój pomysł na małżeństwo? To jest najcudowniejszy sakrament. Najpełniejsze objawienie, człowiek staje się podobny do Boga w komunii osób. Jego miłość jest w ich miłości, aż do śmierci, nie wycofuje się z raz danego słowa, jest bezwarunkowa. Chrystus mówi: jak to zobaczą, znajdą mnie.
Co robić, żeby zobaczyć?
– Nawrócić się. Jeśli do tej pory więź z Chrystusem była byle jaka, skąd wiemy, czy jesteśmy powołani do sakramentu małżeństwa? A może do samotności? Nieraz stawiamy Boga przed faktem dokonanym, chcemy być razem, bo jesteśmy zakochani, a Ty nam pobłogosław. Nie pytamy, czy ten drugi człowiek jest od Niego. Często słyszę w konfesjonale: wiemy, co robimy i jaki będzie nasz związek. Dlaczego mamy się nawracać, skoro jesteśmy idealni. A Bóg mówi: sami z siebie nie dacie rady. Chrystus chce się objawić między tym dwojgiem ludzi. Nieraz chce być widoczny, nieraz nie. Ale jest obecny zawsze.
Chyba nie zawsze, rozwodzimy się na potęgę...
– Małżonkowie prędzej czy później doznają syndromu wypalenia. I co robią, mając kościelny ślub? Ucieka-ją od siebie, nieraz szukają kogoś innego. Albo udają, że kryzysu nie ma, z różnych powodów: wygodnictwa, strachu. To nic nie da, bo jedność między nimi się pogubiła. Jedynym ratunkiem jest nawrócenie. Prośba do Boga o interwencję. O miłość. Może być tak, że jedno z małżonków pracuje swoim kochaniem długo, zanim drugi człowiek odpowie. Przebacza, raz, dwa, sto razy. Staje się męczennikiem z powodu wierności sakramentowi. Po ludzku wydaje się to nieraz niemożliwe. Przyjaciel, sąsiadka stukają się w czoło: po co tak się poświęcasz, myśl o sobie, ty jesteś najważniejszy. Świat, który jest wrogiem Boga, uważa go za kosmitę, skoro, pomimo wszystko, chce kochać aż do śmierci. A na dodatek, co już w ogóle jest niezrozumiałe, czuje radość w sercu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z ojcem Pawłem Stępkowskim