Miała być bezinteresowna rywalizacja - są wielkie pieniądze. Miało być fair play – są faule i oszukiwanie sędziów. Miało być dążenie do doskonałości - jest doping. Czy sport wyczynowy ma jeszcze jakiś sens?
Dążenie do pokonania swej słabości, do tego, by być coraz lepszym – to cel, który winien przyświecać każdemu człowiekowi. Ucieleśnieniem tych idei może być sport – tak myślał dominikanin o. Henri Didon, gdy ponad sto lat temu zaproponował motto, które do dziś towarzyszy igrzyskom olimpijskim: „citius, altius, fortius” (szybciej, wyżej, mocniej). O. Didon był przyjacielem barona Pierre’a de Coubertina, twórcy nowożytnej idei olimpijskiej. Obaj widzieli w sporcie coś więcej niż tylko rywalizację. Olimpizm oznaczał dla nich uniwersalny, humanistyczny system wychowania przez sport.
Baron był wychowankiem prowadzonego przez jezuitów paryskiego Kolegium św. Ignacego. Znawca historii idei olimpizmu prof. Wojciech Lipoński podkreśla wpływ, jaki jezuickie metody wychowawcze wywarły na Coubertina: „Księża jezuici znali dobrze psychikę młodzieży. Życiu szkolnemu nadali formę współzawodnictwa: o wyższe noty w nauce i gimnastyce, o zaszczyt służenia do Mszy św., a nawet o miejsce przy stole. Nauka w jezuickim Kolegium jest mało docenianym szczegółem w biografii Coubertina, a to dzięki jezuickiej szkole uwierzył on, że współzawodnictwo jest obiektywnym (...) czynnikiem w życiu człowieka. Stąd już tylko jeden krok dzielił go od przeświadczenia, że współzawodnictwo sportowe, jako forma aktywności najlepiej trafiająca do umysłów młodzieży, jest najskuteczniejszym środkiem wychowawczym” – pisze Lipoński w swej książce „Olimpizm dla każdego. Popularny zarys wiedzy o historii, organizacji i filozofii ruchu olimpijskiego”.
Ręka Boga
Idea jest więc wspaniała. A rzeczywistość? Rok 1986. Mistrzostwa świata w piłce nożnej. W półfinale najlepszy piłkarz świata, Diego Maradona, strzela gola ręką. Widzą to dziesiątki tysięcy ludzi na stadionie i miliony przed telewizorami. Wszyscy z wyjątkiem sędziego. Argentyna wygrywa i zdobywa potem tytuł mistrzowski. Po meczu zadowolony z siebie Maradona mówi: „To była ręka Boga”. Takie incydenty są w sporcie czymś zwykłym i codziennym. Zawodnicy, idole młodzieży, bezwstydnie oszukują swych rywali i sędziów. Faulują i symulują faule, wmawiają sędziemu nieprawdę. W wielu dyscyplinach sportowych nie ma meczu bez takich drobnych nieuczciwości! Nawet zwykłe przyznanie się do przewinienia, którego nie zauważył sędzia, jest tak rzadkie, że wiadomość o tym obiega cały świat, a uczciwy sportowiec często odbiera potem specjalne nagrody.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa