Oglądam amerykański film. Jeden z bohaterów krzyczy: „Oh, my God!”. Polski lektor tłumaczy: „O, cholera!”. Hm, może rzeczywiście lepiej pominąć słowo „Bóg”, jeśli ma ono być przekleństwem. Ale czemu religijne słownictwo jest pomijane w podręcznikach do nauki języków obcych?
Podobno 2 miliony Polaków wyjechało ostatnio na Wyspy Brytyjskie. Niektórzy szukają chleba w innych krajach, gdzie w ogóle może być trudno znaleźć rzymskokatolicki kościół (np. w Grecji), a tym bardziej polskojęzycznego księdza. Czasem ci emigranci wracają na święta do kraju i co mówią w konfesjonale? „Dawno się nie spowiadałem, bo w obcym języku nie potrafię”. Dlaczego nie umieją? Tłumaczy to dr Andrzej Diniejko, jeden z 11 recenzentów podręczników do nauki języka angielskiego używanych w polskich szkołach. Co roku do jego rąk trafia około 10 takich programów. – Żaden z podręczników wydawanych w Wielkiej Brytanii, np. w Oksfordzie czy w Cambridge, nie zawiera treści religijnych, ponieważ książki te są eksportowane choćby do Arabii Saudyjskiej, i dlatego nie wolno w nich zamieszczać takich treści – mówi. Dodaje, że podręczniki te pokazują wizję anglosaskiego społeczeństwa konsumpcyjnego, stechnicyzowanego. – Są w nich uśmiechnięci młodzi ludzie, a nie ma żadnego Jasia czy Małgosi, którzy idą do kościoła – mówi dr Diniejko. Dodaje, że w niektórych podręcznikach zamiast „Bożego Narodzenia” są „święta sezonowe”.
Otworzył mi pan oczy
A co z podręcznikami wydanymi w Polsce? Jak mówi dr Diniejko, w programach tych jest rozdział o świętach chrześcijańskich (głównie chodzi o Boże Narodzenie). Jest o nich zwykle mowa w 1 klasie szkoły podstawowej, a potem – aż do matury! – nic. Chyba że uznać za tematy religijne historię Henryka VIII i jego nieszczęsnych żon czy wzmianki o buddyzmie, pojawiające się w kontekście kultury krajów azjatyckich. – Tak się dzieje świadomie, żeby nikogo nie urazić. To polityczna poprawność – mówi dr Diniejko, przyznając, że gdy sam prowadził lekcje angielskiego, uczył pacierza po angielsku i form zwracania się do duchownych katolickich i anglikańskich. Ale działo się tak bez inspiracji ze strony autorów programów nauczania. – To ciekawy problem, zważywszy, że wielu Polaków wyjechało do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Otworzył mi pan na to oczy – przyznaje recenzent Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Jeśli nie w szkole, to gdzie można się nauczyć angielskiego słownictwa religijnego? Może na kursach w renomowanym British Council? Niestety. Kevin Rutherford, lektor z warszawskiego oddziału British Council, nie zetknął się w materiałach do nauki języka angielskiego z rozdziałami poświęconymi nauce frazeologii religijnej. – Jakieś jej elementy mogą znajdować się w rozdziałach poświęconych różnym rodzajom ludzkiej aktywności – mówi Rutherford. Dodaje, że zajęcia nastawione na słownictwo dotyczą-ce wiary mogłyby być zorganizowane, gdyby ktoś je zamówił. Trochę lepiej jest z nauką niemieckiego. Jak powiedziała Anke Kleinschmidt z warszawskiego Goethe-Institut, w używanym tam podręczniku „Tangram Z” znajduje się słownictwo dotyczące Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Religia jest także tematem autorskich skryptów na poziomie C2, czyli dla bardzo zaawansowanych. Dostępny jest również podręcznik dla dorosłych „Argumentieren ohne Probleme”, w którym są rozdziały poświęcone eutanazji, karze śmierci i klonowaniu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała