Przegraliśmy już tegoroczną olimpiadę w Pekinie. Pierwszym efektem przyznania Chinom roli gospodarza igrzysk jest wzmocnienie represji władz wobec ludności. Wzywanie dzisiaj do bojkotu imprezy jest spóźnioną reakcją.
W sierpniu w Pekinie zapłonie znicz olimpijski. W tym samym czasie w Chinach umrze kolejny więzień, wycieńczony przez tortury. W pociągu złapany zostanie podróżny bez biletu, który spędzi za karę 3 lata w obozie pracy. W pobliskim szpitalu zostanie zabity noworodek, który przekroczył narzucony limit urodzeń. I spłonie kilka domów rodzin, które nie podporządkowały się „regulacjom rozrodczym”. Ale tego wieczoru kamery i oczy miliardów widzów na świecie będą skierowane tylko na fantastyczny show.
Dinozaury już nie lubią smoka
Steven Spielberg ogłosił niedawno, że wycofuje się z artystycznego doradztwa przy całym widowisku. Powód? Kolekcjoner Oscarów „dowiedział się”, że Chiny zbroją reżim sudański, który steruje masakrą w Darfurze. I twórca „Parku Jurajskiego” stał się bohaterem niektórych organizacji praw człowieka. Może to i szlachetne posunięcie. Pytanie tylko, dlaczego dopiero Darfur poruszył sumienie reżysera. Dlaczego przeszkodą nie były tysiące egzekucji wykonywanych w Chinach, setki ludzi zamęczonych w czasie tortur, przymusowe aborcje, krwawe pozbywanie się świadków równie krwawych masakr? Błąd, niestety, popełniono na samym początku, kiedy Międzynarodowy Komitet Olimpijski przyznał Pekinowi prawo do organizacji igrzysk. Kiedyś hitlerowski Berlin (1936), później komunistyczna Moskwa (1980), teraz kolejny totalitaryzm otrzymuje pożywkę. To jasny sygnał dla chińskich kacyków, że nie muszą luzować swojej polityki, żeby liczyć się na scenie międzynarodowej. Propaganda komunistyczna nie mogła marzyć o lepszym prezencie.
Reformy bez ludzkiej twarzy
Chiny ciągle są trendy. Od ponad 20 lat świat patrzy ze zdumieniem na galopującego smoka: wzrost gospodarczy utrzymuje się, z lekkimi wahaniami, na poziomie ok. 8–9 proc. Niejeden liberał drapie się po głowie i próbuje zrozumieć, jak to możliwe w kraju, w którym ciągle dominuje gospodarka centralnie sterowana, odstępująca tylko trochę miejsca sektorowi prywatnemu. I to właśnie „popyt na Chiny” zdecydował o wybraniu Pekinu na gospodarza tegorocznej olimpiady. I chęć podbicia nowego rynku przez koncerny, które tak naprawdę rządzą igrzyskami. Wiele osób uwierzyło, że wraz ze wzrostem gospodarczym nastąpiła także reforma w polityce wewnętrznej. Nic bardziej mylącego. Zachód oburza się ewentualnie wsadzaniem do więzień dysydentów politycznych. Tymczasem „oferta represji” jest dużo bogatsza. Trzeba od razu zaznaczyć, że niezwykle trudno podawać dane statystyczne dotyczące ofiar reżimu. W Chinach ludzie giną często zupełnie anonimowo, zwłaszcza w obozach pracy, o mordowanych noworodkach nie wspominając. Dane, które podają różne organizacje praw człowieka, różnią się tak bardzo, że nie dają żadnego obrazu rzeczywistości. Czasami sama partia niepodzielnie rządząca przyznaje się do różnych liczb. Tak było w 2004 roku, kiedy władze ogłosiły publicznie, że wykonują rocznie ponad 10 tys. egzekucji (czyli ponad 90 proc. wszystkich egzekucji na świecie). Z pewnością dane te zostały zaniżone. Komuniści przyznali też sami, że liczba ta ciągle rośnie ze względu na... zapotrzebowanie handlowe na organy do przeszczepów (pisze o tym K. Łoziński w swojej książce „Piekło środka”).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina