Między 18 a 25 stycznia chrześcijanie licznych wyznań na kilka dni odsuwają na bok wzajemne pretensje i żale, zapominają o urazach, razem gromadzą się wokół Słowa Bożego i razem modlą się o zjednoczenie w jednym Kościele.
Trwa święto ekumenizmu. Ale to święto co roku jakby bardziej pokrywa się kurzem rutyny i znudzenia. Na ekumenicznych nabożeństwach od lat te same twarze. Podobne, pełne kurtuazyjnych zwrotów przemówienia hierarchów różnych wyznań. Grzecznościowa wymiana uścisków dłoni. Po 25 stycznia wszystko wraca do normy. A ta norma to sytuacja podziału. Każdy wraca do swojej wspólnoty, zamyka się w swoich świątyniach, odżywają uśpione na tydzień żale i urazy. Aż do 18 stycznia następnego roku, kiedy zacznie się kolejny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Ostygł ekumeniczny zapał.
To zbyt czarny obraz sytuacji ekumenicznej – powie ktoś. Przecież nie tylko w tygodniu ekumenicznym chrześcijanie podejmują wspólne inicjatywy, a przede wszystkim prowadzą dialog doktrynalny. Tyle że przyzwyczailiśmy się, że po takich spotkaniach nic konkretnego się nie dzieje. Teologowie dyskutują, przyjmują uzgodnienia, podpisują dokumenty, pada wiele słów o porozumieniu, a Kościoły nadal pozostają podzielone.
Marzę, że kiedyś zdarzy się cud i uda się nam – różnie wyznającym swoją wiarę uczniom wspólnego Pana i Zbawiciela – zbliżyć do jedności. Ale marzenia nie wystarczą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wiesława Dąbrowska-Macura