Rzeczywistość nie jest ani czarna, ani biała. Ma różne oblicza. Lekarze czasem radzą kobiecie, by poddała się aborcji w przypadkach rozpoznania wady rozwojowej.
Nie pochwalam tego, ale jestem przekonany, że nie wszyscy lekarze od razu kierują na zabieg. Część z nich stara się wesprzeć kobietę, przedstawić perspektywę donoszenia ciąży i urodzenia dziecka. Niektórzy, kierując się własnymi odczuciami, sądzą, że donoszenie dziecka z ciężką, letalną wadą to zbyt wielkie, wielomiesięczne cierpienie dla kobiety. Motywem postępowania lekarzy zwykle nie są obciążenia finansowe szpitala, ale źle rozumiane współczucie połączone z podejściem patriarchalnym: „ja, lekarz, wiem, co dla pani jest najlepsze”.
Natomiast samo pojęcie „terminacja” to po prostu eufemizm słowa „aborcja”. Jest to kalka językowa z angielskiego – pregnancy termination, co oznacza zakończenie, przerwanie ciąży. Medycyna zna pojęcia „poronienie naturalne” i „poronienie indukowane”, czyli aborcja. Nie rozróżnia natomiast pojęć „aborcja” – jako zabicie dziecka niejako na życzenie, i „terminacja” – jako zgoda na przyspieszenie śmierci dziecka z takiej lub innej przyczyny. Oczywiście zrozumiałe jest, że kobiety, które zdecydowały się na przerwanie ciąży, gdyż dziecko było nieuleczalnie chore, nie chcą być utożsamiane z tymi, które dokonały przerwania ciąży na życzenie.
Co do roli kapelanów w oddziałach położniczo-ginekologicznych, to zgadzam się: jest rzeczywiście niedoceniana. Księża mogliby zrobić naprawdę dużo dobrego, i niektórzy to robią. Wydaje mi się jednak, że istnieje konieczność zorganizowania im jakichś kursów w zakresie medycyny prokreacji. Potrzeba też zachęty do bliższej współpracy z lekarzami, psychologami, do większego wspieraniu kobiet i rodzin po stratach dzieci.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
prof. Bogdan Chazan, położnik – ginekolog