O pielgrzymach przedwojennych, PRL-owskich i dzisiejszych z ojcem Jerzym Tomzińskim*, paulinem z Jasnej Góry, rozmawia Szymon Babuchowski
Szymon Babuchowski: Pamięta Ojciec swoją pierwszą pielgrzymkę?
Ojciec Jerzy Tomziński: – Tak, miałem wtedy z dziesięć lat. Przed wojną były trochę inne terminy pielgrzymek: na 15 sierpnia przyjeżdżali głównie ludzie z miasta, natomiast wieś przybywała 8 września. Pamiętam, że 8 września 1929 roku szedłem pieszo z Przystajni koło Częstochowy, gdzie się urodziłem, i że było wtedy 120 kompanii z orkiestrą. Coś przepięknego! Ludzie przybywali z wozami jak Cyganie. Całe pola pod Jasną Górą były zamienione w postój dla tych wozów. To były triumfalne pielgrzymki, nie pokutne. Szło się do Królowej, stąd – chorągwie, sztandary, orkiestry. Ja grałem na trąbce. Ojcowie paulini byli zachwyceni dziećmi, które intonowały pobożne pieśni, a denerwowali się na strażaków, bo oni wygrywali jedynie marsze…
Oczywiście nie było żadnego hotelu – cała Częstochowa to był jeden wielki hotel. Mieszkańcy przyjmowali pielgrzymów. Nas w orkiestrze grało piętnastu chłopców – pan organista dał nam jeden pokój i spaliśmy na podłodze. Warunki były prymitywne, myło się na podwórku, ale nikomu to nie przeszkadzało.
Na Jasnej Górze każdy chciał być u spowiedzi. Jeśli ktoś nie był, to nie wiadomo było, po co przychodzi. Zresztą pamiętam, że po wojnie też spowiadało się nawet 20 godzin na dobę.
Ojciec obserwował pielgrzymki przez kilkadziesiąt lat. Jak one się zmieniały?
– Przed drugą wojną coraz popularniejsze stawało się pielgrzymowanie pociągami. Były specjalne pociągi dla pielgrzymów, szalenie wygodne. Po wojnie komuniści polikwidowali pociągi. Można by napisać pracę doktorską o tym, jak po mistrzowsku projektowano rozkłady jazdy przeciwko Jasnej Górze. I to zmusiło ludzi do pieszych pielgrzymek. Pierwsza pielgrzymka warszawska, która przyszła po wojnie, miała zaledwie 250 osób. Potem rozrosła się do tego stopnia, że liczyła 50 tysięcy ludzi. W końcu rozsypała się na mniejsze, diecezjalne pielgrzymki. Właśnie te diecezjalne pielgrzymki są polskim fenomenem, chyba jedynym w świecie katolickim. Biskup żegna, biskup wita, jest specjalny program duszpasterski – to są prawdziwe rekolekcje. Komuniści chcieli rozłożyć ten ruch. Nasyłali pijaków, rozpustników, prostytutki. Ale przewodnicy zazwyczaj orientowali się, kto jest kim. Próbowano też różnymi filmami ośmieszyć pielgrzymki, pokazać, że idą w nich tylko stare babcie z owiniętymi nogami. I proszę zobaczyć, kim są dzisiaj pielgrzymi. To przede wszystkim młodzież! Przy czym liczba pielgrzymów wcale nie maleje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.