Granicę tego, co może świecki w Kościele, na szczęście wyznacza Duch Święty – mówi w rozmowie z gosc.pl abp Grzegorz Ryś.
Agnieszka Huf: Informacja, że świecki został dyrektorem Caritas odbiła się w mediach szerokim echem, pojawiło się wiele komentarzy. Skąd taki pomysł? Nie bał się Ksiądz Biskup zaufać świeckiemu?
abp Grzegorz Ryś: Najbardziej to się boję zaufać sobie. Szczerze mówiąc nie widzę powodów, dla których dyrektorem Caritas powinien być ksiądz. Nowy dyrektor to człowiek, który w Caritas pracuje 17 lat, to on wprowadzał kolejnych dyrektorów do pracy w tej instytucji, oni się od niego uczyli. Nie ma powodów, żeby nie mógł być kimś, kto poprowadzi pracę Caritas tylko dlatego, że nie przyjął święceń kapłańskich. Jest bez granic oddany tej posłudze, myśli o miłosierdziu w kategoriach właściwych Kościołowi.
Jakie to kategorie?
Nie postrzega działania tej instytucji tylko jako zbioru programów, na które się szuka finansów we wszystkich możliwych instytucjach, ale rozumie, że caritas musi kosztować nas jako wspólnotę, musimy pomagać z własnych środków, z własnej jałmużny. Wcześniej prowadził szereg programów w Caritas, dzięki temu jest człowiekiem najbardziej kompetentnym, żeby to robić.
Czy dopuszczanie świeckich do tego typu funkcji to przyszłość Kościoła?
Myślę, że jesteśmy w takim momencie, w którym Duch Święty nas wzywa, żebyśmy wszędzie, gdzie tylko się da, odklerykalizowali Kościół. Kościół w ogóle nie powinien być klerykalny. Musimy patrzeć uważnie, gdzie są te miejsca, w których ksiądz jest absolutnie niezastąpiony i musi tam służyć, a gdzie te, w których człowiek świecki, wypełniony odpowiednimi darami Ducha Świętego, może podjąć posługę. Tego właśnie uczymy się w Kościele synodalnym. Ta synodalność nie jest od tego, żeby sobie usiąść raz na miesiąc w małym zespole i podyskutować o Kościele. Tu chodzi o współodpowiedzialność, o komunię w działaniu. Świecki dyrektor Caritasu to pierwsza taka zmiana. Za nią pójdą następne, ale zachowam je jeszcze dla siebie.
Gdzie jest granica tego, co świecki może w Kościele?
Granicą są święcenia. Ale nie wiem, czy pytanie o granicę to jest właściwe postawienie sprawy. Powołanie świeckich od powołania duchownego tym się różni, że świecki ma dwie ogniskowe – musi być człowiekiem Kościoła, ale musi też być człowiekiem Ewangelii w świecie. Nie chodzi o to, żeby ze świeckich robić półduchownych albo żeby oni wchodzili w dary i charyzmaty właściwe ludziom, którzy przyjęli święcenia. To nie my wyznaczamy te granice, bo Tym, który tworzy Kościół, jest Duch Święty. On jest Panem Kościoła i On wyposaża ludzi. Funkcją księdza jest być przy człowieku świeckim – a także, jeśli trzeba, przy duchownym – i towarzyszyć mu w rozeznawaniu jego darów, posług. Ostatecznie to ten człowiek rozeznaje, ja mogę być przy nim, stawiać pytania, mogę się odnosić do tego, co on widzi, słyszy i rozumie, ale rozeznanie ostatecznie należy do niego. My dopiero uczymy się tych postaw towarzyszenia komuś, kto rozeznaje. Jedynym, który zna te granice, jest Duch Święty i daj Boże, żeby tak było. Bo inaczej my się stajemy panami Kościoła i mówimy – dotąd możesz, a dalej już nie. I wtedy te granice są takie zdroworozsądkowo przyzwyczajeniowe.
I potem słyszymy: “bo tak zawsze było, bo tak nigdy nie było”?
Pan Bóg nam pobłogosławił, od maja mamy 16 nowych diakonów stałych. I zamiast pytać się, do czego Duch Święty takich właśnie mężczyzn uzdalnia, także mocą ich święceń, to niejeden duchowny i świecki zastanawia się, czy to dobrze czy źle. Pytają: co oni mają robić, jak to będzie przyjęte, czy oni mogą iść do chorych z komunią, a czy mogą ochrzcić, czy to na pewno będzie tak samo ważne, jak to zrobi prezbiter… My sobie ustanawiamy takie zdroworosądkowe granice, które są wbrew Duchowi Świętemu. Bo On po pierwsze dał im takie powołanie, po drugie dał im tyle determinacji, miłości i wierności, że doszli do tych święceń po wielu, wielu latach oczekiwań i przygotowań. I kiedy się to wszystko wreszcie wydarzyło, to my mówimy – no tak, ale jest jeszcze nasza tak zwana “racja duszpasterska”. To jest taki wytrych, który w naszej rzeczywistości kościelnej ma siłę łomu. Niczego nie otwiera, tylko – jak to łom – rozwala. Na szczęście to nie my te granice ustanawiamy.
Zobacz też:
Agnieszka Huf Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Z wykształcenia pedagog i psycholog, przez kilka lat pracowała w placówkach medycznych i oświatowych dla dzieci. Absolwentka Akademii Dziennikarstwa na PWTW w Warszawie. Autorka książki „Zawsze myśl o niebie: historia Hanika – ks. Jana Machy (1914-1942)”.