Jednego denerwuje głośno włączone radio, innego – bawiące się dzieci. Niektórzy sąsiedzi wydają się zbyt wścibscy, inni – nieuczynni. Punktem zapalnym może być dosłownie wszystko. A Ty? Czy z ręką na sercu możesz powiedzieć, że lubisz swoich sąsiadów?
Wracam zmęczony po pracy. Na uliczce pod blokiem nie znajduję wolnego miejsca na zaparkowanie samochodu. „A to bezczelne lenie. Siedzą sobie w domu i jeszcze zajmują parking” – mruczę wściekły. Stawiam auto kilkadziesiąt metrów dalej. Wchodzę do klatki schodowej, chwytam drzwi od windy i w tym momencie winda rusza w górę. „Co za łobuz porwał mi windę! Przecież w dół może sobie zejść po schodach” – myślę. Sąsiedzi mogą nam się narazić nawet wtedy, gdy nie robią nic złego. Czasem drażnią nas samym swoim istnieniem.
Przekleństwo wielkiej płyty
O zaniku więzi sąsiedzkich mówiło się już w latach siedemdziesiątych. Nazywało się to wtedy „znieczulicą społeczną”. Wówczas za głównego winowajcę uznano dumę socjalizmu – osiedla wieżowców. W osiedlach problem był widoczny tak bardzo, że wielka płyta stała się symbolem rozkładu więzi sąsiedzkich. Okazało się jednak, że zjawisko to może występować wszędzie i w każdych czasach. I nie chodzi tylko o to, że większości sąsiadów człowiek nawet nie rozpoznaje. Gorzej, że i tych znanych rzadko darzy sympatią. Czasem sami nie zauważamy, kiedy stajemy się coraz bardziej egoistyczni i coraz mniej tolerancyjni.
Kryzys więzi sąsiedzkich towarzyszył wszędzie industrializacji, migracjom, przeludnieniu. Wszystkie te problemy wcześniej niż u nas pojawiły się w Stanach Zjednoczonych i na zachodzie Europy. Logicznie więc tam też należy szukać wzorów przeciwdziałania tym negatywnym zjawiskom. Niektórzy w Polsce już takie sposoby znaleźli albo przynajmniej są na dobrej drodze.
Nie tylko modlitwa
Ksiądz Paweł Kostrzewa pod koniec lat dziewięćdziesiątych przebywał we Włoszech. – Podpatrywałem życie tamtych społeczności skupionych wokół Kościoła, i stamtąd przywiozłem taką myśl do Polski, że parafia musi być jak najbardziej otwarta dla wszystkich. Obok modlitwy trzeba znaleźć miejsce na najróżniejsze przejawy życia i bycia razem – mówił pięć lat temu dziennikarzowi lokalnego tygodnika „Życie Kalisza”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa