Trwanie w wierności, walkę o jedność rodziny sąd uznał za niezgodne z zasadami współżycia społecznego.
Mąż Ewy wylądował w łóżku z 18-letnią dziewczyną, chciał rozwodu. Odarta z godności tłumaczyła sądowi, że to jej mąż do grobowej deski, nawet jeśli tysiąc państwowych sądów uzna inaczej. Ola już wie, że jej małżonek ma dziecko z inną kobietą, modli się jednak za niego i czeka na powrót. Marek przysięgał Basi miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Nie dotrzymał niczego. Po latach cierpień Basia odeszła. Wtedy on zaczął walczyć.
Ewa, 48 lat
Kiedy miała 17 lat, poznała swojego księcia z bajki, trzy lata później pobrali się. Rok po ślubie urodził się syn, potem córka. On pracował na kopalni, ona była rejestratorką w przychodni. Rewolucji dokonała mama Ewy, wzięła w ajencję sklep, ich poprosiła o pomoc. Sukces finansowy był ogromny. On zwolnił się z kopalni, kupili też inne nieruchomości. Roboty był ogrom. Sklep, praca, małe dzieci, opieka nad chorą już matką. – Było mi bardzo ciężko. Starałam się być dobrą mamą i żoną, choć przy tylu obowiązkach zaczęliśmy się z mężem oddalać od siebie – zamyśla się Ewa. Nie spodziewała się, że tak bardzo. Pół roku po śmierci matki zobaczyła, co robił mąż, kiedy ona zajmowała się chorą mamą. Dziewczyna miała 18 lat. Mąż wyprowadził się, kupił mieszkanie i chciał zamieszkać z tą kobietą. Była w szoku, ale nie poddała się. Walczyła, wrócił. Podjęli się budowy domu. – Mąż dużo w nim robił sam, chwaliłam go za to. To były piękne lata. Codziennie o stałej porze jedliśmy wspólnie z dziećmi obiad. Ja zostawałam w domu, mąż wracał do firmy. Zależało nam, by biznes nie poharatał naszej rodziny – mówi Ewa.
Stało się jednak inaczej. Nagle stali się atrakcyjni dla ludzi z tzw. społecznych wyżyn. – Życie towarzyskie kwitło. Mąż był na świeczniku, przystojny, operatywny, dusza towarzystwa. Bóg był dla nas instytucją tylko na niedzielę – opowiada Ewa. – Mnie zaczęło to jednak męczyć. To nie był styl życia, jaki wyniosłam z domu. Pamiętałam babcię Klarę, pobożną kobietę, jak śpiewała religijne pieśni, piec w kuchni, zapach kawy zbożowej, spokój. U nas wieczny gwar, niezapowiedziani goście, luksusowe życie, tańce i hulanki, obściskiwania męża z innymi kobietami. To nie było dla mnie. Po pierwszej zdradzie sama myśl, że może znów to powtórzyć, była nie do zniesienia. Wpadłam w depresję i stałam się w towarzystwie tą inną, nie śmiałam się z ich niemoralnych żartów. Skupiłam się na dzieciach i nauce. Przyklejono mi łatkę nudnej i zazdrosnej żony. Mąż zaczął mi zarzucać, że go ograniczam. Z odwiedzających nas małżeństw osiem się później rozpadło.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Aleksandra Matuszczyk-Kotulska, dziennikarka niezależna