Nasze dziecko nie chce chodzić na religię, nie chce bierzmowania. A przecież kiedyś klaskało w rączki, śpiewając "Idzie Jezus!". Co zrobiliśmy źle? – pytają religijni rodzice.
Rodzice w akcji. Jak przekazywać dzieciom wartości. Tę książkę napisali Monika i Marcin Gajdowie. Są psychoterapeutami, prowadzą w Szczecinie Ośrodek Terapii i Doradztwa „Pro homini”. Przed laty współzakładali katolicką Wspólnotę Miłości Ukrzyżowanej. Marcin jest też autorem pięknych, pieśni, np. „Pomódl się, Miriam”. Gajdowie długo analizowali, co poszło nie tak w porządnych i ponadprzeciętnie religijnych rodzinach, w których dzieci porzuciły wiarę. Doszli do pewnych wniosków. Zaczęli prowadzić warsztaty o 10 najczęstszych błędach takich rodziców. Dla wielu uczestników było to tak odkrywcze, że po warsztatach namawiali prowadzących: „Napiszcie o tym książkę”.
Wita Klub „Orbita”
Więc napisali. Widać, że mają dzieci. Oto próbka z rozdziału „Nie przejmuj odpowiedzialności za dziecko!”: „Nastolatek nie sprząta pokoju nawet, gdy nie jest w stanie przebić się od ściany do ściany, a ryzyko śmierci w wyniku poślizgnięcia się jest ogromne. A można poślizgnąć się na: książce (Dobrze, że przynajmniej czyta!), gaciach sprzed czterech dni (Dobrze, że zmienia! Ale zaraz, skąd ta pewność, że nie są to gacie sprzed czterech tygodni?), wałkach do włosów (W przypadku gdy włosy dziecka nie kręcą się) lub też prostownicy do włosów (Jeśli ma kręcone włosy), (...), papierze toaletowym (Po co mu papier w pokoju? Zużyty czy czysty?), notatkach ze wszystkich zajęć lekcyjnych (Uczy się? Niemożliwe!), ogryzku (Dobrze, że je owoce!)”.
Gajdowie radzą, jak wypisać się z Klubu „Orbita”, zrzeszającego rodziców krążących wokół dziecka. Dają proste, konkretne rady: „Jeśli dziecko, choć jest wzywane, nie przyjdzie na czas do stołu (bo właśnie buduje wieżę z klocków i nie ma czasu), to nie zje przygotowanego posiłku (nie można jeść zimnego, a ty już nie masz czasu na odgrzewanie), a następny będzie za 4 godziny. Że będzie głodne? No właśnie o to chodzi, żeby zrozumiało, że jak nie przyjdzie na czas, to będzie głodne. Innymi słowy, to jest sprawa dziecka, jego własny interes” – piszą Gajdowie. Każą być konsekwentnym: dziecko między tymi posiłkami może tylko się napić. Wody, nie soku. Sami zastosowali tę metodę raz. To wystarczyło: dzieci przychodzą odtąd na czas, przestały też grymasić. Tej metody nie wolno jednak stosować na ślepo.
Rodzic musi np.pamiętać, że „dzieci dorastają do niektórych smaków i potraw i nie zawsze powinny jeść to, co lubią ich rodzice – trzeba zachować zdrowy rozsądek” – napisali Gajdowie. – „Przy okazji niektóre dzieci, mające »wlew dożylny« bananków, danonków, chrupek, soczków, winogronek, jabłuszek, ciasteczek, mogą dowiedzieć się, na czym polega niezwykłe »zjawisko głodu«. (...) Jeśli nie wystąpimy z Klubu »Orbita« odpowiednio wcześnie, to będziemy krążyć wokół dziecka, i to nam (a nie jemu) będzie zależało, aby zjadło, aby samodzielnie zasypiało, aby sprzątało, myło zęby i najważniejsze – aby się uczyło. Jeśli rodzice przez kilkanaście lat »krążą« wokół swego dziecka, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że podobny wzorzec postępowania zastosują w kwestiach wiary (chodzenia do kościoła, modlitwy, przyjmowania sakramentów itp.), a więc po staremu będą prosić, sprawdzać, może nawet grozić.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak