Przeniesienie krzyża do prezydenckiej kaplicy daje szansę, że ten święty symbol chrześcijaństwa nie będzie traktowany instrumentalnie. Jednak to dopiero początek rozwiązywania konfliktu, którego zakończeniem powinno być godne upamiętnienie w Warszawie ofiar katastrofy w Smoleńsku.
Krzyż z Krakowskiego Przedmieścia został 16 września przeniesiony do kaplicy w Pałacu Prezydenckim. Dokonali tego pracownicy Kancelarii Prezydenta z jej szefem min. Jackiem Michałowskim na czele. Na konferencji prasowej wyjaśniał on, że jest to etap realizacji porozumienia zawartego 21 lipca z warszawską kurią i harcerzami. Porozumienie to przewidywało przeniesienie krzyża do kościoła św. Anny. Kilka godzin po zabraniu krzyża prezydent Bronisław Komorowski przyznał w rozmowie z PAP, że to on podjął decyzję o przeniesieniu, „bowiem przedłużanie dotychczasowego stanu rzeczy groziłoby daleko idącymi stratami dla autorytetu państwa i Kościoła”. Umieszczenie krzyża w prezydenckiej kaplicy zostało zaaprobowane przez warszawską kurię. Jej rzecznik ks. Rafał Markowski w specjalnym oświadczeniu podkreślił, że przeniesienie ma odniesienie do stanowiska biskupów diecezjalnych z 25 sierpnia, w którym postulowali oni oddzielenie sprawy krzyża od upamiętnienia ofiar katastrofy. Potwierdził również słowa min. Michałowskiego, że jest to realizacja porozumienia z 21 lipca, i po nawiedzeniu kaplicy prezydenckiej zostanie on przeniesiony do kaplicy Loretańskiej w kościele św. Anny. Kiedy to nastąpi, na razie nie wiadomo, min. Michałowski stwierdził tylko, że gdy władze kościelne będą na to gotowe.
Jednak zarówno Kancelaria Prezydenta, jak i warszawska kuria wskazywały tylko na jedno z ustaleń porozumienia, nie wspomniały jednak o innym, dotyczącym upamiętnienia ofiar katastrofy. Na ten brak zwrócił uwagę rzecznik Episkopatu Polski ks. Józef Kloch. Komentując umieszczenie krzyża w prezydenckiej kaplicy, ujawnił, że episkopat nic o tym nie wiedział, a jednocześnie przypomniał, że w stanowisku biskupów diecezjalnych był apel o upamiętnienie wszystkich ofiar smoleńskiej katastrofy godnym pomnikiem. Biskupi zwrócili się też do najważniejszych osób w państwie o powołanie komitetu złożonego z autorytetów społecznych i rodzin ofiar, jednak nikt tej prośby nie podjął. – Gdyby taki komitet powstał, przeniesienie odbyłoby się w innych warunkach – zaznaczył ks. Kloch, dystansując się od sposobu, w jaki to nastąpiło.
Kancelaria bierze odpowiedzialność
Po blisko dwóch miesiącach bezczynności Kancelaria Prezydenta przystąpiła do wypełnienia ustaleń zawartych z warszawską kurią i harcerzami. Dobrze, że krzyż został wyłączony z konfliktu, w którym był taktowany instrumentalnie, głównie dla realizowania celów niemających nic wspólnego z wiarą. Jednak sposób, w jaki tego dokonano, mógł budzić obawy, czy nie wywoła to jeszcze większego konfliktu. Przeniesienie krzyża przypominało bowiem styl, w jakim Kancelaria Prezydenta miesiąc wcześniej umieściła pamiątkową tablicę na Pałacu Prezydenckim. Stało się to po cichu, właściwie chyłkiem, o ósmej rano, bez żadnego ceremoniału i udziału kapłanów. Na szczęście odbyło się to w sposób nienaruszający powagi krzyża, a kaplica prezydencka jest dla niego na pewno godnym miejscem. Wieczorem przed pałacem odbyła się manifestacja przeciwników przeniesienia krzyża, podobną zorganizowano następnego dnia. Obie miały spokojny przebieg, zgromadzeni modlili się i zapowiadali, że będą protestować w tym miejscu aż do uzyskania wiarygodnej deklaracji, że pomnik ku czci ofiar powstanie. Samo umieszczenie krzyża w prezydenckiej kaplicy nie spowodowało więc eskalacji konfliktu o upamiętnienie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński