Mylą się ci, którzy sądzą, że bitwa pod Grunwaldem zakończyła się o zmierzchu 15 lipca 1410 r. To był dopiero jej początek.
Trwała bowiem w świadomości społecznej, na nowo interpretowana w zależności od bieżących potrzeb. W stroje Krzyżaków na przestrzeni wieków chętnie stroili się niemieccy nacjonaliści, a czarne krzyże z krzyżackich płaszczy trafiły na skrzydła samolotów Luftwaffe, które ruszyły podbijać świat. Ulubionym motywem propagandy PRL była postać kanclerza Adenauera, ubranego w płaszcza krzyżacki, drapieżnie spoglądającego na nasze ziemie zachodnie. W tym samym czasie koalicyjne wojska Jagiełły stały się symbolem jedności słowiańskiej, zapowiedzią, której spełnienie przyniósł dopiero Układ Warszawski.
Wszyscy wygrali?
Zwycięstwo wojsk Jagiełły nie podlegało dyskusji. Król zadbał o to, aby jego triumf miał odpowiednią oprawę propagandową. W całym kraju modlono się za zwycięzców. Można powiedzieć, że coroczne kościelne obchody zwycięstwa pod Grunwaldem stały się pierwszym nieformalnym świętem państwowym na ziemiach Korony Polskiej. Swoją rolę w bitwie podkreślali także Litwini. Ich historycy twierdzą, że pod Žalgirisem (litewska nazwa Grunwaldu) nie było żadnej ucieczki ich hufców, ale przebiegły Wytautas (czyli Witold) zastosował wybieg taktyczny. Upozorował odwrót, rozciągnął szyki wroga, aby z tym większą mocą razić go w końcowej fazie bitwy. Zwycięstwo pod Žalgirisem stało się ważnym mitem litewskiej myśli politycznej w XX w. Funkcjonowało także w obiegu pozapolitycznym.
Największy klub piłkarski w Wilnie nazywa się Žalgiris, tę samą nazwę nosi także jedna z lepszych europejskich drużyn koszykarskich z Kowna. Do chwały grunwaldzkiej pretendowali także Rosjanie, wskazując na udział w bitwie trzech pułków smoleńskich. W rosyjskich opracowaniach, ale także w podręcznikach w stalinowskiej Polsce, ich rola była bardzo eksponowana. Choć trudno o bardziej spektakularną klęskę militarną aniżeli porażka Krzyżaków pod Grunwaldem, także oni nie uważali się za pokonanych, ale za moralnych zwycięzców tego starcia. W wersji krzyżackiej, a później niemieckiej, utrwalił się nie obraz pobojowiska pod Tannenbergiem (niemiecka nazwa tamtej okolicy), lecz wyczyn komtura ze Świecia Heinricha von Plauena. Po klęsce pozbierał garstkę rycerzy, ocalałych z pogromu, i w ciągu kilku dni zorganizował skuteczną obronę Malborka. W niemieckiej legendzie utrwaliła się dumna odpowiedź, jaką miał usłyszeć Jagiełło od obrońcy Malborka, gdy zażądał otwarcia bram zamku, przekonując, że teraz on tu stanowi prawo. Von Plauen odpowiedział, że bramy nie otworzy, gdyż zakonnicy posłuszni są tylko Bogu. W niemieckiej wersji, powtarzanej przez wieki, wygraliśmy nie na skutek naszego męstwa, ale zdrady niemieckiego mieszczaństwa i części szlachty z państwa krzyżackiego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski