Zwykły klaps będzie złamaniem prawa, a państwo uzyska olbrzymie możliwości wkraczania z butami w życie rodzin. W polskim Sejmie polityczna poprawność wygrała ze zdrowym rozsądkiem.
Sejm przyjął skrajnie lewicową nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Posłowie zlekceważyli przy tym protesty stowarzyszeń rodziców i organizacji katolickich. Wraz z Lewicą, szkodzącą rodzinie ustawę przegłosowały PSL oraz PO, partia, która uważa się za liberalną. Tymczasem ta nowelizacja jest dokładnym zaprzeczeniem idei liberalnych, wolnościowych. Bardzo podobne przepisy, wprowadzone w latach 70. w rządzonej przez socjalistów Szwecji, doprowadziły do dramatycznego rozbicia więzi rodzinnych w tym kraju.
Zakaz krytykowania
Sprawę przyjętej nowelizacji komplikuje fakt, że są w niej wymieszane zapisy potrzebne z zapisami antyrodzinnymi. A te antyrodzinne są dodatkowo ukryte za pięknie brzmiącymi hasłami o powstrzymaniu przemocy w rodzinie. Niestety, nowe prawo jest sformułowane w sposób tak ogólny, że jeśli trafi się urzędnik ze złą wolą (a w jakimś procencie przypadków trafi się na pewno), będzie interpretował te przepisy przeciw normalnym rodzinom. Zabronione będzie nie tylko wymierzenie dziecku najlżejszego klapsa, ale nawet krytykowanie dziecka i ograniczanie mu kontaktów (kto nie wierzy, niech zajrzy do projektu niebieskiej karty, dołączonego do ustawy; jest dostępny na sejmowej stronie internetowej sejm.gov.pl). Ustawa zakazuje „zadawania cierpień psychicznych” w rodzinie, przez co „Poradnik pracownika socjalnego”, promowany przez Ministerstwo Pracy, rozumie jeszcze: „kontrolowanie” i „krytykowanie zachowań seksualnych”. W każdej gminie powstaną zespoły interdyscyplinarne, złożone z przedstawicieli kilku służb i urzędów. Ten zespół założy nam „niebieską kartę” już po pierwszym donosie, jaki kłamliwie złoży na nas sąsiad. W karcie zespół będzie gromadzić o nas różne dane bez naszej wiedzy. W teorii chodzi o kontrolowanie rodzin patologicznych, w praktyce może być inaczej (jak w Szwecji). W ogromnej mierze zwiększy to biurokrację. Raz zwiększoną biurokrację trudno będzie zredukować, bo nowi urzędnicy zrobią wszystko, by wykazać, jak bardzo są niezbędni. To „wykazywanie się” może być zresztą najbardziej groźne dla normalnych rodzin. Presja na odbieranie dzieci z rodzin będzie się zwiększać.
RPO: radosna twórczość
Prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, nazwał te przepisy wprost „głupimi” i ostrzegł, że będą psuły stosunki w rodzinie. W rozmowie z „Gościem” zastanawiał się, jaki jest sens ich wprowadzania, skoro w kodeksie karnym jest już zakaz „znęcania się”: trzeba go tylko egzekwować. Bardzo ostro krytykował też projekt Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich. Nazwał projekt „radosną twórczością prawną”. „Cała ustawa jest napisana tak niedbale, że chciałoby się poznać jej autorów” – napisał na blogu. – „U podstaw projektu leży bardzo wątpliwa filozofia. Zakłada ona, że (...) przedstawiciele takich czy innych władz są odpowiednio przygotowani do ingerowania w sprawy rodziny. W większości przypadków jest to jednak niebezpieczne i groźne dla rodzin” – stwierdził i obiecał, że jego urząd będzie monitorował prace nad nowelizacją. Niestety, rzecznik zginął pod Smoleńskiem.
Choć nowelizacja jest tak kontrowersyjna, PO wprowadziła przy głosowaniu nad nią dyscyplinę partyjną. Ustawa budziła opór grupy konserwatywnych posłów Platformy, ale tylko jeden z nich miał odwagę złamać dyscyplinę partyjną i zagłosował przeciw szkodliwej ustawie: Jacek Żalek z Białegostoku. Warto zapamiętać to nazwisko. Jeszcze dwóch posłów PO wstrzymało się. Pozostałych 192 posłów Platformy potulnie podniosło ręce „za”. „Za” była też cała 26-osobowa reprezentacja PSL oraz Lewica.
Przeciw antyrodzinnym przepisom zagłosowali za to wszyscy posłowie koła Polska Plus (7 głosów) oraz prawie wszyscy posłowie PiS (149 głosów). Z posłów PiS „za” była tylko Joanna Kluzik-Rostkowska. Teraz nowelizacja trafi do Senatu, gdzie większość ma PO.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak