Ton kampanii prezydenckiej na pewno będzie nadawać tragedia w Smoleńsku i żałoba po ludziach, którzy w niej zginęli.
Kandydaci, którzy złamią nastrój pewnej powściągliwości i powagi, jaki zapanował w życiu publicznym po 10 kwietnia, mogą wiele stracić. Na przebieg kampanii może też mieć wpływ beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki, która odbędzie się w Warszawie na dwa tygodnie przed głosowaniem.
Barwy kampanii
Ta kampania na pewno będzie inna niż w poprzednich latach. Wątpliwe, czy ktoś poważy się na takie metody jak agresywne ataki, opluwanie i oszczerstwa, czy wyciąganie haków z przeszłości. Sięgnięcie po tego typu „wyborczy” arsenał może przynieść całkowicie odwrotny skutek i zaszkodzić kandydatom. Atmosfera po smoleńskiej tragedii sprawia, że Polacy mogą na takie metody zareagować bardzo negatywnie. Sami kandydaci i ich sztaby mają tego świadomość, bo zgodnie deklarują, że chcą poważnej, merytorycznej kampanii, bez ataków na przeciwnika i, jak na razie, pilnują się, aby tych zasad przestrzegać. Oczywiście naiwnością byłoby sądzić, że nie dojdzie do spięć. Kandydaci będą się różnić, czy spierać, bo żałoba nie sprawiła, że podziały zniknęły. Jest natomiast szansa, że zniknie ostry, konfrontacyjny język i wzajemne opluwanie, co w ostatnich latach tak niszczyło nasze życie publiczne. Pierwsze tygodnie kampanii pokazały, że największym zagrożeniem dla jej poziomu nie są na razie politycy, lecz upolitycznione i zideologizowane media, które dla poparcia swoich kandydatów nie wahają się sięgnąć nawet po najbardziej ohydne środki. Jaskrawym przykładem takiego zjawiska jest występ Jakuba Wojewódzkiego i Michała Figurskiego, którzy w Radiu Eska Rock zaśpiewali piosenkę, w obrzydliwy sposób atakującą Jarosława Kaczyńskiego, kpiąc ze śmierci jego najbliższych.
Faworyt sondaży
Sondaże przedwyborcze wskazują, że faworytem wyborów jest Bronisław Komorowski. Uzyskuje poparcie na poziomie bliskim 50 proc., co daje podstawy do rozważań, czy nie ma szans wygrać już w pierwszej turze. Jednak kandydat PO znalazł się w sytuacji, która może mu pomóc w zwycięstwie, ale i zaszkodzić. Po śmierci Lecha Kaczyńskiego, jako marszałek Sejmu, został także głową państwa. To sprawia, że jako p.o. prezydenta musi podejmować różnego rodzaju trudne decyzje, np. mianować szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, czy podpisać lub zawetować ustawy. Każda z takich decyzji sprawia, że jest on oceniany. Sam Komorowski doskonale wyczuwa, że „znalazł się między młotem a kowadłem”, bo co by nie zrobił, będzie z jednej strony chwalony, a z drugiej krytykowany. Stąd jego deklaracje, że jako p.o. prezydenta ograniczy swą aktywność do minimum. W rzeczywistości jednak tych deklaracji nie wypełnia, podpisał na przykład ustawę o IPN, wywołując ostry spór polityczny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński