W wielu wypowiedziach, zarówno osób duchownych, jak i świeckich, powtarza się stwierdzenie, że to, co się wydarzyło 10 kwietnia, to dla naszej ojczyzny wielki znak. Rzadziej jednak pojawia się doprecyzowanie, jak ten znak odczytywać. A przecież znaki nie mogą być nieme.
Żeby miały sens, muszą zostać zrozumiane. Trudno nie przyznać racji twierdzeniu, że gdyby Bóg chciał wstrząsnąć Polakami, to nie mógł wybrać bardziej dramatycznych okoliczności. Miała miejsce największa tragedia w powojennych dziejach Polski, jedyna tego typu katastrofa w historii nowożytnego świata. Dzisiejsza Rzeczpospolita utraciła swą elitę pod Katyniem niemal dokładnie w 70. rocznicę zagłady elit II RP na tych samych wschodnich ziemiach. Stało się to zaś – podobnie jak śmierć Jana Pawła II przed pięciu laty – w wigilię święta Bożego Miłosierdzia.
Intensywność symboliczna jest tak gęsta, że aż trudno mówić o przypadku. Wymowna jest zwłaszcza ostatnia zbieżność, odsyłająca nas z rejonów śmierci i rozpaczy w obszar nadziei i życia wiecznego. Duchowy testament, jaki papież z Polski zostawił swoim rodakom w sierpniu 2002 r. w Łagiewnikach, nakłada na nas misję głoszenia na cały świat prawdy o Bożym Miłosierdziu. Według słów Jana Pawła II, to ma być owa „iskra”, o której pisała siostra Faustyna, gdy notowała w „Dzienniczku” słowa Jezusa: „Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje”.
Wydaje się, że w powodzi kremówkowych wspomnień o Janie Pawle II umknęło nam owo zadanie, jakie przed śmiercią postawił przed Polakami, byśmy byli dla świata świadkami Bożego Miłosierdzia. Papież mówił wówczas: „W miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście”. To przesłanie nie było dla niego wyrazem określonej lokalnej pobożności, lecz samym sercem chrześcijaństwa. W ostatnią Niedzielę Bożego Miłosierdzia Polacy pokazali, że nie zapomnieli jednak o papieskim wezwaniu. W obliczu tragedii stanęli pod krzyżem, napłynęli do kościołów, zatopili się w modlitwie. Wielu zagranicznych komentatorów podkreślało, że gdyby w ich krajach doszło do podobnej tragedii, to tam ludzie nie szukaliby ukojenia w murach świątyń. Polacy natomiast masowo uczestniczyli w Mszach za zmarłych, wierząc, że odpowiedzią na śmierć jest tylko Eucharystia. Że przeznaczeniem człowieka nie jest nicość i pustka, lecz życie wieczne.
Czy prawda ta potrafi dotrzeć do nas tylko w momentach kryzysu i załamania? Czy będziemy pamiętać o niej także w okresach pomyślności i dobrobytu? Czy nie zainstalujemy się w doczesności, pogrążając się w sytym błogostanie i żyjąc tak, jakby Boga nie było? Czy jako naród będziemy w stanie spełnić testament Jana Pawła II i podjąć zadanie, jakie przed nami postawił? Odpowiedź na te pytania zależy także od tego, jak przeżyjemy wydarzenia z 10 kwietnia i jakie wnioski z nich wyciągniemy
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Grzegorz Górny, redaktor naczelny "Frondy"