W te dwa dni (10 i 11 kwietnia 2010 r.) temperatura powietrza w Warszawie podniosła się od milionów zniczy. Zapach dymu, modlitwa i łzy. I poczucie, że jesteśmy razem. Choć opuszczeni.
Było wpół do dziesiątej rano. Warszawski taksówkarz jeszcze nie wiedział, nie słuchał radia. – Jakoś nie mogę uwierzyć. Kończyłem szkołę lotniczą. Nasi wykładowcy, ci, którzy służyli w 36. Pułku Specjalnym, mówili już kilka lat temu o „tutkach”, o tych samolotach: latające trumny. Boże, ja chyba śnię…
Sobota: znicze, kwiaty i dwie Msze
Wiele osób o tragedii dowiaduje się z radia, robiąc poranną kawę. Przed 11.00 ludzie zaczynają gromadzić się pod Pałacem Prezydenckim. Płaczą. Dorota i Mateusz Matyszkowicze modlą się z dziećmi – Marceliną, Ludwikiem i Różą. Tyle mogą. Bernardyni inicjują pierwsze modlitwy. Pół godziny później pracownik BOR na dachu przy Krakowskim Przedmieściu opuszcza flagę do połowy. Od tej pory pod Pałacem robi się coraz tłoczniej. Ktoś na rzeźbionym lwie strzegącym wjazdu na plac powiesił szalik Legii.
Wokół zniczy stoją zdjęcia pierwszej pary. Kilka godzin później znicze płoną już także pod siedzibą Warszawskiego Garnizonu i pod siedzibą „Wspólnoty Polskiej”, i przed siedzibą IPN, i przed biurem Rzecznika Praw Obywatelskich. I pod Sejmem. Wszędzie morze samochodów. Ludzie z podwójnym niedowierzaniem wyglądają z okien. Pierwsze „nie wierzę”: „bo takie rzeczy się nie zdarzają”. Drugie, że nas tu tak dużo...
W sobotę po godz. 17 dosłownie stoją już cała Marszałkowska i Aleje Jerozolimskie. Tłum, z kwiatami i zniczami, gęstnieje. Wiele osób kieruje się wprost do katedry polowej, gdzie o 18.00 rozpoczyna się Msza św. Wszyscy stoją stłoczeni, wpatrzeni w telebim ustawiony tuż przy fasadzie katedry. W rękach powiewają flagi z kirem. Brzmi wielkanocna pieśń „Zwycięzca śmierci”, ludzie cicho śpiewają i głośno płaczą. Chłopak z długimi dredami, dziewczyna w poszarpanych dżinsach, obok starsza pani z własnym krzesełkiem, żandarm wojskowy i elegancka pani na dziesięciocentymetrowych szpilkach. Słuchają słów abp. Józefa Kowalczyka: „Delegacja udawała się na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. W tej drodze spotkała ich śmierć. Wpisuje się ona w martyrologium tych, którzy oddali swe życie w trosce o prawdę, wolność, obronę godności każdego człowieka.Gdy zakończyła się Msza św. w katedrze polowej, jeszcze przez ponad godzinę trwała Komunia Święta. W tym samym czasie odprawiano już kolejną Mszę – w archikatedrze. W miejscu, gdzie stali kiedyś prezydent z małżonką – dwa białe klęczniki z wiązankami biało-czerwonych kwiatów. Nazwiska wszystkich ofiar katastrofy spod Smoleńska odczytał Jerzy Zelnik. – Cała Polska została dziś boleśnie zraniona. Nie cofniemy czasu, ale czy mamy – dotknięci ościeniem śmierci – trwać w lęku? Nie. Przyjdźmy z naszymi smutkami do Jezusa. To z Jego boku spływała krew zbawienia, która przemieniała zło w dobro – mówił w homilii abp Kazimierz Nycz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska, Tomasz Gołąb