Przemysł aborcyjny, tzw. prawo wyboru i legislacje dotyczące dostępności zabijania dzieci opierają się na gigantycznych kłamstwach. Najlepszym tego przykładem jest sprawa Doe kontra Bolton w USA.
Kiedy wspomina się o dopuszczeniu aborcji w USA, zdecydowana większość Polaków (i Amerykanów) myśli o sprawie Roe kontra Wade. To właśnie przez tę sprawę w 1973 r. Sąd Najwyższy wymusił na wszystkich stanach USA zalegalizowanie pełnej dostępności aborcji do szóstego miesiąca życia. Jednak, wbrew temu, co się sądzi, to wcale nie ten wyrok był najistotniejszy dla interesów aborcjonistów, a pochodzący z tego samego dnia (22 stycznia 1973 r.) wyrok w sprawie Doe kontra Bolton. To dzięki niemu bowiem legalne w Stanach Zjednoczonych stało się zabijanie dzieci nienarodzonych do dziewiątego miesiąca ciąży (za pomocą tak zwanej procedury aborcji przez częściowe narodzenie), a także umożliwiono powstanie całej sieci prywatnych klinik aborcyjnych, które nie potrzebują do działania państwowych czy stanowych licencji.
Efektem tego drugiego wyroku jest zatem nie tylko szczególnie okrutna (wywołuje się poród, a później, gdy główka dziecka wyjdzie na zewnątrz organizmu matki, miażdży się ją specjalnymi urządzeniami) procedura likwidacji dzieci zdolnych do samodzielnego życia, ale również rozwój ogromnego prywatnego przemysłu aborcyjnego (choćby skupionego wokół Planned Parenthood), który finansował polityków sprzyjających zabijaniu nienarodzonych, zarówno Partii Demokratycznej (B. Obama często odwoływał się do tego poparcia), jak i Republikańskiej. O wyroku tym jednak jest cicho, także dlatego, że opiera się on na gigantycznym kłamstwie, na sprawie od początku do końca spreparowanej przez sprytnych prawników.
Wykorzystana Mary Doe
Mary Doe (właściwie Sandra Cano, bo tak naprawdę nazywała się kobieta, w imię której toczono sprawę) nigdy nie chciała usunąć ciąży, nigdy nie domagała się aborcji i nigdy jej nie dokonała. Ta 22-letnia w momencie wydania wyroku przez Sąd Najwyższy kobieta chciała tylko – i w tym celu zgłosiła się do adwokatów – uzyskać rozwód ze swoim mężem, a także odzyskać kontrolę nad własnym życiem i wychowywaniem trójki dzieci (czwarte nosiła wówczas w swoim łonie). Przebywającej w ośrodku pomocy społecznej kobiecie (z ubogiej rodziny) zdecydowała się pomóc (tak się wówczas Sandrze Cano wydawało) pani adwokat Margie Pitts Hames. To ona kierowała sprawą Mary Doe, tak by jak najszybciej znalazła się ona przed Sądem Najwyższym. Jej opinia (podzielana przez matkę i ojczyma M. Doe/Sandry Cano) była oczywista: kobieta nie potrzebuje rozwodu ani pomocy socjalnej, ale aborcji na swoim czwartym dziecku. A jej rolą, jako prawnika, będzie uzyskanie zgody sądowej na późne (po szóstym miesiącu ciąży) zabijanie nienarodzonych. Sandra Cano nigdy się na to nie zgodziła. A gdy rodzice i adwokatka naciskali, by pozwoliła na zabicie dziecka, uciekła do babki męża. To jednak nie przeszkodziło Hames, która doprowadziła (wbrew woli klientki) do wydania wyroku w jej sprawie i do zalegalizowania najokrutniejszego z rodzajów aborcji, a także do stworzenia przestrzeni działania dla gigantycznego przemysłu aborcyjnego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz P. Terlikowski, filozof, publicysta