Środowiska o diametralnie odmiennych światopoglądach, politycy wszystkich opcji, a także zwykli obywatele są zgodni: w Polsce trzeba jak najszybciej uchwalić prawo regulujące sferę bioetyczną. Tymczasem marszałek Sejmu Bronisław Komorowski od pół roku blokuje prace nad projektami ustaw dotyczącymi tej sfery.
Prezentowany przez marszałka Komorowskiego pogląd, że z przyjęciem ustawy bioetycznej nie należy się spieszyć, cała sprawa ma charakter polityczny, a wszczynanie dyskusji nad tą sferą było błędem, świadczy o wyjątkowym braku odpowiedzialności osoby, która piastuje jeden z najwyższych urzędów w państwie. Autor jednego z blokowanych projektów poseł Bolesław Piecha z PiS idzie jeszcze dalej: – Przyjęcie regulacji bioetycznych to nakaz chwili, trzeba to zrobić jak najszybciej, granie na zwłokę i bagatelizowanie problemu jest niepoważne albo wynika z kompletnej ignorancji – mówi nam.
Premier umywa ręce
Sposób, w jaki politycy podchodzą do problematyki bioetycznej, pokazuje, jak bardzo patrzą na rzeczywistość przez pryzmat wąskich, partyjnych interesów, nawet jeśli składają szczytne deklaracje. Nadzieję na szybkie wyjście z bioetycznego bezprawia dał sam premier Donald Tusk już na początku swojego urzędowania. Gdy minister zdrowia Ewa Kopacz zaraz po objęciu resortu w 2007 r. zadeklarowała finansowanie in vitro z budżetu państwa, ostro zaprotestował Kościół, zwracając uwagę nie tylko na niemoralność tej metody, ale także na brak jakichkolwiek regulacji prawnych w sferze bioetycznej. Co więcej, w marcu 2008 r. „Dziennik” ujawnił, że w klinikach in vitro panuje absolutne bezprawie, ludzkie zarodki są zabijane, kremowane, spalane, wylewane do zlewu, można je też kupić za kilka tysięcy złotych. Zupełnie nieznana jest skala eksperymentów czy handlu ludzkimi embrionami, nie mówiąc o kontroli nad takimi zjawiskami, jak firmy wynajmujące zastępcze matki.
W tej sytuacji premier powołał w kwietniu specjalny Zespół ds. Bioetyki, z posłem Jarosławem Gowinem na czele, który miał takie regulacje wypracować. Premier deklarował wówczas m.in. prawną ochronę ludzkich zarodków. Zespół ten przygotował w listopadzie raport opisujący problemy bioetyczne, ale ze względu na rozbieżności stanowisk nie wypracował konkretnej ustawy. Zrobił to poseł Gowin z grupą prawników i w grudniu przedstawił założenia ustawy. Do tego momentu premier Tusk firmował prace zespołu i samego Gowina. Gdy jednak okazało się, że propozycja posła nie znajdzie poparcia lewicy, bo nie pozwalała na zamrażanie i zabijanie ludzkich embrionów, ani Kościoła, bo zezwalała na in vitro, premier umył ręce i stwierdził, że rząd nie będzie zajmował się tą problematyką, a całą sprawę podejmie klub PO. Tusk zastosował tu wyraźny unik, nie chcąc być stroną światopoglądowego sporu, gdyż uznał, że jako polityk może na tym tylko stracić.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński