Fidel kładł rękę na moim ramieniu i powtarzał, że jestem trzecim po nim i Raulu przywódcą rewolucji – mówi „Gościowi” Huber Matos. – Krótko po tym zostałem skazany na 20 lat tortur w więzieniu. Przez samego Castro.
Hawana, styczeń 1959 r. Fidel i Raul Castro, Ernesto Che Guevara, Huber Matos i inni rewolucjoniści wjeżdżają triumfalnie do stolicy Kuby. Witają ich rozentuzjazmowane tłumy, szczęśliwe z powodu obalenia reżimu Fulgencia Batisty. Nikt nawet nie podejrzewa, że właśnie rozpoczyna się era nowej dyktatury. Nie o taką Kubę walczyłem – stwierdza Matos, kiedy zaczyna się seria rozstrzeliwań przeciwników politycznych. Odmawia udziału w rządzie tworzonym przez Fidela Castro. Kilka miesięcy później znajduje się już w więzieniu. Wyjdzie dopiero po 20 latach. Z 17 połamanymi żebrami, pokłutymi genitaliami, zdartą w połowie skórą i czarnymi od wdychania spalin płucami.
Z uniwerku do okopów
El profesor i el comandante. Wykładowca akademicki z zawodu, rewolucjonista z wyboru. – Rówieśnik niepodległej Polski – mówi żartobliwie o sobie. Mimo 91 lat, ciągle zachowuje jasność myśli. Dożył sędziwego wieku, choć po wyjściu z więzienia (w 1979 r.) lekarze dawali mu zaledwie pół roku życia. Wycieńczony trwającymi dwie dekady torturami, tydzień przed opuszczeniem więziennych murów został dodatkowo pobity do nieprzytomności. Na pożegnanie.
Spotykamy się w Warszawie, w siedzibie Fundacji Wolność i Demokracja, która zaprosiła Matosa i kilku innych kubańskich działaczy demokratycznych do Polski. Na ścianie duży plakat Che Guevary, z dwiema krzyżującymi się kośćmi oraz ironicznym napisem „Prawie jak w raju”. Mimo krytycznego wobec bożyszcza europejskiej lewicy wydźwięku plakatu, kubańscy goście wzdragają się na samą myśl, że mogą znaleźć się na zdjęciu ze zbrodniarzem. – To tak jakby Niemca poprosić o zdjęcie z portretem Hitlera w tle – mówią.
Matos: – 10 marca 1952 r. reżim Batisty rozpoczął czas okropnych represji na Kubie. Zdałem sobie wówczas sprawę, że nie mogę dalej być nauczycielem. Generał Batista w 3 miesiące po wyborach stwierdził, że wolnych wyborów już więcej nie będzie, bo to on jest władcą i nie będzie słuchał ludu. Zrozumiałem, że w takim układzie moim pierwszym zadaniem nie jest prowadzenie zajęć, tylko przejście do walki. W moim miasteczku, razem ze studentami, rozpocząłem protesty. Po 10 dniach byłem już konspiratorem, działałem z ludźmi z Hawany. Wtedy poznałem w górach Fidela Castro.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina