To nie jest tekst dla tych, którzy uwielbiają ryk silników i zapach paliwa. Raczej dla tych, którzy z przerażeniem patrzą, z jaką prędkością obraca się licznik dystrybutora na ich stacji paliw.
Wygląda jak pojazd z bajki o Bobie Budowniczym: ma wyłupiaste reflektory, z tyłu tylko jedno koło, a drzwi otwierają się do góry. Syn Mariusza Wnukiewicza mówi na to „pasikonik”. Stojący na światłach RE-VOLT budzi szczery uśmiech. Dopóki nie zapali się zielone. Wtedy radość innych kierowców ustępuje zdumieniu. Dobrze, że nie wiedzą, iż jego eksploatacja kosztuje jego właściciela 10 razy mniej niż tradycyjnego samochodu. Pękliby z zazdrości. Pasikonik, nazywany też żabą albo helikopterem – pierwszy w Europie seryjnie produkowany elektryczny samochód rozpędza się do 50 km/h w 7 sekund, a w trybie sportowym – o jedną trzecią szybciej. Maksymalnie osiąga 90 km/h. A jego zasięg na jednym ładowaniu nie przekracza 100 kilometrów. Parametry dobrane są tak, by najwygodniej jeździło się nim tylko po mieście.
– Mimo to żona już nie chce ze mną jeździć. Nie mogła się przyzwyczaić, że ciągle ktoś robił nam zdjęcie – mówi Wnukiewicz z firmy Impact Automotive Technologies, produkującej RE-VOLTA. Przyszłość samochodów elektrycznych rysuje się różowo. Zwłaszcza w chwilach, gdy ropa zwyżkuje na światowych giełdach. Zaawansowane projekty przedstawiają wszystkie koncerny, choć szef sprzedaży i marketingu Mazda Motor Corporation Masahiro Moro, podtrzymuje, że w następnej dekadzie na rynku dominować będą nadal auta z silnikami spalinowymi. Na szerszą skalę mają się pojawić dopiero po 2020 r., ale Nissan właśnie zaprezentował elektryczny model Leaf, który trafi do produkcji seryjnej już w 2012 r. Przed nim prototypowego chevroleta volta zaprezentował koncern General Motors, a Volkswagen pierwszy samochód na prąd chce wypuścić dopiero w 2013 r. Za 11 lat Niemcy chcą mieć już milion elektrycznych pojazdów. Ambitnie, bo dziś na 41 mln aut jest ich tylko półtora tysiąca. Ale w samym Berlinie powstaje właśnie 500 punktów ładowania samochodów. Nie ma więc odwrotu?
Pierwsze gniazdko na ulicy
Na Wybrzeżu Kościuszkowskim w Warszawie otwarto pierwszy w Polsce uliczny punkt ładowania samochodów elektrycznych. Po stolicy jeździ dziś kilkanaście takich cudów, a wkrótce Urząd Miasta otrzyma do testowania pięć kolejnych. Do 30 czerwca 2010 r. sieć ładowania samochodów elektrycznych ma już liczyć ok. 330 punktów w Warszawie, Katowicach, Krakowie i Mielcu. Choć przez wiele lat podstawowym miejscem „tankowania” takich pojazdów będzie zapewne i tak własne, domowe gniazdko elektryczne. Dziś, gdy Mariuszowi Wnukiewiczowi wskaźnik naładowania pokazał „zero”, poprosił o dostęp do gniazdka na zwykłej stacji paliw. – Ile pan zapłacił? – Wystarczył uścisk dłoni – mówi. „Bóg zapłać” wystarczy też na razie przy gniazdku RWE Stoen na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Do końca trwania okresu pilotażowego można tam „tankować” prąd za darmo.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Gołąb