Za dwa tygodnie Irlandczycy ponownie zagłosują w sprawie traktatu z Lizbony. Sondaże wskazują na spadek liczby zwolenników dokumentu reformującego UE.
Po ubiegłorocznym referendum, w którym Zielona Wyspa wyraźnie powiedziała NIE traktatowi, z komentarzy wielu europejskich polityków jasno wynikało, że nie pogodzą się z zablokowaniem projektu przez jeden kraj. Postawiono rządowi irlandzkiemu ultimatum: do października 2009 powinien zaproponować „jakieś” wyjście z sytuacji.
Demokracja, ale…
Oczywiście chodziło o powtórne referendum i bardziej przekonującą kampanię informacyjną. Rok temu, głównie dzięki niezwykle aktywnej akcji przeciwników traktatu pod wodzą biznesmana Declana Ganleya, Irlandczycy odrzucili dokument, będący tylko nieznacznie poprawioną kopią odrzuconej wcześniej przez Francuzów i Holendrów tzw. konstytucji europejskiej. Traktat z Lizbony ratyfikowała większość krajów członkowskich UE, tylko w Czechach, Polsce i Niemczech czeka on na podpisy prezydentów. Wszędzie jednak ratyfikacja odbyła się nie w drodze referendum, tylko poprzez głosowania parlamentów. Obawiano się ponownego fiaska, czyli odrzucenia zaproponowanej reformy przez obywateli.
Jedynie w Irlandii istnieje konstytucyjny wymóg, by przyjęcie tego typu dokumentu poprzedziło referendum. A ponieważ w pierwszym głosowaniu dokument przepadł, powinien – w myśl zasady jednomyślności obowiązującej w takich przypadkach w UE – trafić do kosza jako martwy akt prawny. Problem w tym, że brukselscy eurokraci i najsilniejsi gracze w Unii już dawno przestali serio traktować unijne reguły. Zmuszając Irlandię do ponownego głosowania, mówią wyraźnie: demokracja demokracją, ale wynik musi być po naszej myśli. Głosujemy zatem do skutku.
Irlandzka chorągiewka
O ile rok temu przeciwników traktatu z Lizbony było w referendum więcej (ponad 53 proc. powiedziało NIE), to już kilka miesięcy później sondaże wskazywały odwrócenie tendencji, z tym, że wyniki wahały się z miesiąca na miesiąc. I tak w styczniu 2009 sondaż Red C wskazywał na 58 proc. poparcia odrzuconego niedawno dokumentu. W lutym sondaż TNS mrbi mówił o 51-procentowym poparciu, w maju – według tego samego ośrodka – zwolennicy stanowili już ok. 66 proc. Takie wyniki napawały nadzieją zarówno premiera Briena Cowena, jak i twardych zwolenników Lizbony w całej Unii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina