Nowo narodzoną Różyczkę zabrano matce. Kobieta została ubezpłodniona. Ich losami poruszona jest cała Polska.
Przypomnijmy tę historię w największym skrócie: Wioletcie Woźnej z Chojna-Błot Wielkich w Wielkopolsce odebrano nowo narodzone dziecko. Sąd w Szamotułach podzielił stanowisko kuratora sądowego, który stwierdził, że matka nie daje gwarancji prawidłowej opieki nad noworodkiem. Ojciec natomiast nie był w tym momencie formalnie ustalony, choć nie było tajemnicą, że jest nim Władysław Szwak, który – nie będąc mężem Wioletty Woźnej – od wielu lat mieszka z nią i wychowuje troje wspólnych dzieci. Róża trafiła do rodziny zastępczej. Rodzice poczuli się straszliwie skrzywdzeni. Murem stanęła za nimi lokalna społeczność, która zna rodziców Róży jako ludzi prostych i biednych, ale uczciwych i kochających swoje dzieci. Sąd Okręgowy w Poznaniu utrzymał w mocy postanowienie sądu pierwszej instancji. Nie przekonało go stanowisko rzecznika praw dziecka Marka Michalaka, który formalnie włączył się do tej sprawy. Dramatu dopełniła informacja o ubezpłodnieniu matki przy porodzie. Wioletta Woźna twierdzi, że do zabiegu doszło bez jej zgody.
Zabrali dziecko, matki nie spytali
Historia ta brzmiała tak szokująco, że postanowiłem ją sprawdzić. Bo może jednak sąd zadziałał dla dobra dziecka? Zacząłem od Sądu Rejonowego w Szamotułach. Jego wiceprezes Arkadiusz Rybarczyk potwierdził, że sąd postanowił o odebraniu Różyczki matce i oddaniu jej rodzinie zastępczej. Podkreślił, że nie chodziło o odebranie dziecka na stałe, ale o postanowienie tymczasowe, wydane w celu pilnego zapobieżenia krzywdzie, która mogłaby się stać noworodkowi. Sąd oparł się na informacji, jaką przekazał mu szamotulski szpital. Według niej, matka mogłaby być niewydolna, a ojcostwo nie zostało prawnie ustalone. Skądinąd dowiedzieliśmy się, że przeciw matce wypowiedziała się też kurator sądowa, która już wcześniej zajmowała się tą rodziną. Matka Róży nie została przez sąd spytana o zdanie. Jak powiedział sędzia Rybarczyk, jeśli sprawa jest pilna, to wysłuchanie matki przez sąd nie jest konieczne. Tu pojawia się pierwsza wątpliwość. Czy to w porządku, że sąd spytał o zdanie osoby trzecie, a nie wysłuchał opinii matki? Czy naprawdę można w Polsce zgodnie z prawem – choćby na chwilę – odebrać matce dziecko, nie pytając jej o zdanie?
Wizja lokalna
A może warunki w domu Róży były takie, że lepiej, by dziecko tam nie trafiło? By to sprawdzić, pojechaliśmy najpierw do szkoły podstawowej w Chojnie, gdzie uczy się troje rodzeństwa Różyczki. – Dzieci są zadbane, wyposażone, przygotowane do zajęć – chwali je dyrektor szkoły Małgorzata Jankowska. Z jej obserwacji wynika, że dzieci łączy z ojcem silny związek emocjonalny, a matce – choć to bardzo prosta kobieta – też niczego nie brakuje. Podobnego zdania jest też katecheta dzieci ks. Jacek Szymankiewicz. – To są uczciwi, poczciwi ludzie. Widać ich też w kościele. Gospodarstwo jest zaniedbane, wygląda jak z lat 50. Ale ci ludzie zabezpieczają najbardziej podstawowe potrzeby dzieci: potrzebę miłości i bezpieczeństwa. Nikt Władka pijanego nie widział. A że jest bałaganiarzem, to fakt. Ma na podwórku chyba 11 małych fiatów porozkładanych na części – mówi ks. Szymankiewicz. Opowiada, że gdy 7-letni Tomek Szwak miał w szkole narysować to, co lubi robić, narysował, jak naprawia z tatą traktor. Ksiądz dodaje, że ojciec sam codziennie przywozi dzieci do szkoły samochodem, choć mogłyby jeździć autobusem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała