W Europie roi się dziś od „miękkich konserwatystów” i chadeków z "ludzką twarzą", którzy są już nimi tylko z nazwy. Daje to wierzącym kojące poczucie, że mają reprezentację w ważnych gremiach, odwracając uwagę od faktu, że o ich interesy nikt już nie walczy.
Zadowolenie konserwatywnych komentatorów ze wzrostu popularności centroprawicy w Europie jest naiwne. Bo unijne partie chadeckie ewoluują coraz bardziej w stronę tzw. miękkiego konserwatyzmu, dla którego sprzeciw wobec aborcji czy homoseksualnych „małżeństw” nie jest już politycznym priorytetem.
Niespełnione nadzieje
David Cameron, lider brytyjskich torysów, i Nicolas Sarkozy, francuski prawicowy prezydent, byli wielkimi nadziejami konserwatystów. Pierwszy ze względu na szanse przełamania wieloletniego monopolu socjalistów w Wielkiej Brytanii. Drugi, bo w 2007 r. rozgromił lewicę w wyborach prezydenckich i parlamentarnych, budując potężne zaplecze dla konserwatywnej kontrrewolucji. Obaj zawiedli. Zamiast odkręcać fatalne „osiągnięcia” postępowej lewicy: dyskryminację chrześcijan, legalizację aborcji i związków jednopłciowych, popłynęli z nurtem epoki. Nie tylko zaakceptowali wszystkie te „zdobycze”, ale stali się ich zagorzałymi promotorami.
W efekcie w Wielkiej Brytanii i Francji nie ma już poważnych sił walczących o powrót wartości chrześcijańskich do polityki. Prawica i lewica różnią się jedynie akcentami. Pierwsza stawia bardziej na gospodarkę, druga – na przyśpieszanie kulturowej rewolucji, mającej zbudować nowe społeczeństwo, wyzwolone od takich „balastów”, jak religia, rodzina i tradycja. Samej rewolucji liczące się partie nie kwestionują. I nie jest to problem poszczególnych krajów, lecz powszechne w Europie Zachodniej zjawisko. Dechrystianizacja polityki w większości krajów już się dokonała, a w pozostałych (np. w RFN) intensywnie postępuje. Dlaczego tak się dzieje? I to pomimo tego, że (jak pokazują Europejskie Badania Wartości) na Starym Kontynencie coraz więcej osób deklaruje się jako chrześcijanie? Aby odpowiedzieć na te pytania, musimy zrozumieć stosunek współczesnej Europy do religii.
Prywatyzacja wiary
Wierzysz w Boga? Uważasz Jezusa za Zbawiciela, a Biblię za słowo Boże? Proszę bardzo, ale to twoja prywatna sprawa – oto złota zasada europejskiej debaty publicznej. Kto ją łamie, publicznie manifestując swoją wiarę, dopuszcza się nie tylko głębokiego nietaktu, ale też daje pretekst do wykluczenia go z polityki. Boleśnie przekonał się o tym Rocco Buttiglione, kiedy Parlament Europejski utrącił jego kandydaturę na członka Komisji Europejskiej za stwierdzenie, że czynny homoseksualizm jest w świetle nauczania Kościoła grzechem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bartłomiej Radziejewski, politolog z UKSW, redaktor "Frondy"