Największym problemem szkolnictwa wyższego jest niedofinansowanie. Ale same pieniądze niczego nie załatwią. Gdy wiadro jest puste, zanim wleje się do niego wodę, trzeba sprawdzić, czy nie ma w nim dziury.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przedstawiło do konsultacji społecznych i resortowych dwa projekty ustaw reformujących szkolnictwo wyższe. To one mają zatkać dziurę w wiadrze, zanim ktokolwiek zdecyduje się wlać do niego wodę. Czytając przedstawione projekty ustaw, można odnieść wrażenie, że do naprawy kulawego systemu wystarczą trzy ruchy. Wprowadzenie w niektórych przypadkach odpłatności za studia, uproszczenie procedury habilitacyjnej oraz podzielenie instytutów badawczych na lepsze i gorsze. To jednak stanowczo za mało.
Habilitacja bez komplikacji
Dotychczas to zmiany w przyznawaniu habilitacji wywoływały najwięcej medialnego szumu. Ministerstwo chciało, by habilitację można było uzyskać bez rozprawy habilitacyjnej, bez kolokwium i bez dodatkowych egzaminów. A wszystko po to, by nie marnować czasu naukowcom w okresie największej płodności intelektualnej. Ministerstwo argumentowało, że w większości krajów, których system nauki powinien być dla nas wzorem, habilitacji w ogóle nie ma. W innych co prawda jest, ale tytuł uzyskuje się niejako automatycznie. Na przykład na podstawie ilości publikacji naukowych. W tym kierunku idą także zmiany zaproponowane przez polskie ministerstwo. Ma nie być pracy i kolokwium. Co w zamian? Wbrew wcześniejszym deklaracjom, habilitacja pozostaje, ale przyznawać ją będzie specjalna komisja ekspertów, oceniająca wagę opublikowanych badań. Dodatkowe punkty będzie można zdobyć za uzyskane patenty, znajomość języków obcych czy ekspertyzy wykonane na zlecenie instytucji publicznych (to ostatnie dotyczy szczególnie kierunków humanistycznych).
Dobre, lepsze, najlepsze
Ministerstwo chce spośród wszystkich ośrodków naukowych w kraju wydzielić te najlepsze (stworzy listę tzw. Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodących). To dobry pomysł, choć mocno już spóźniony. Te najlepsze miałyby dostawać więcej pieniędzy. Ale tak w przeważającej większości przypadków jest już teraz. Najlepsze ośrodki nauczyły się korzystać z unijnych pieniędzy, nawiązały międzynarodowe współprace. Mają więcej pieniędzy niż te średnie albo kiepskie. Ważniejsze jest coś, o czym w opisywanych ustawach nie ma ani słowa. Jak zmusić uczelnie czy instytuty badawcze do współpracy z przemysłem? Nigdzie na świecie państwo nie utrzymuje nauki. Ona w dużej części utrzymuje się sama. W Polsce to dalej abstrakcja. Po to, by ten stan się zmienił, kilku ministrów musiałoby usiąść do stołu. Tylko ministerstwo nauki nic w tej kwestii nie zmieni. Może powinno się ustalić preferencyjne stawki podatku dla firm współpracujących z nauką? A może usprawnić i obniżyć ceny, jakie płaci się za patenty? To jeden z najbardziej zaniedbanych aspektów reformy, którą ministerstwo chce wprowadzić. A równocześnie jeden z najsłabszych punktów całego systemu szkolnictwa wyższego w Polsce. Bez współpracy nauki i szeroko rozumianego przemysłu polska nauka nigdy nie będzie konkurowała z nauką światową. Żadne państwo nie ma tylu pieniędzy, żeby być jedynym sponsorem nauki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek