To było piekło – mówią ci, którzy przeżyli pożar w Kamieniu Pomorskim. I dodają, że dostali od Boga drugą szansę.
W powietrzu ciągle jeszcze unosi się swąd spalenizny. Z domu socjalnego przy ulicy Wolińskiej został tylko parter z betonu i metalowy szkielet, z którego zwisają kaloryfery i okopcone talerze anten satelitarnych. Poza tym spaliło się wszystko. – Nie przypuszczałam, że to aż tak wygląda – zasłania ręką oczy Mirosława Jagiełło. Jest tu z nami pierwszy raz od czasu tragedii. Z pożaru nie pamięta zbyt wiele. Obudziła się w szpitalu z pękniętym kręgosłupem. Skoczyła z pierwszego piętra, na bosaka. Wcześniej udało jej się wyrzucić przez okno pięcioletnią wnuczkę. Dziewczynce nic się nie stało. – Co ona teraz sobie o mnie myśli? Czy rozumie, dlaczego ją wyrzuciłam? – niepokoi się babcia. – Nie martw się, dobrze zrobiłaś – przytula ją sąsiadka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski