Bezczelnie podawała się za Niemkę albo kryła się w tendrze parowozu. Przekradała się przez ośnieżone przełęcze Pirenejów i skakała w nocy ze spadochronem. Kurierka AK Elżbieta Zawacka ma dziś 99 lat.
Nawet sam Jan Nowak-Jeziorański nazywał ją „postacią legendarną”. Przez pół wieku w Polsce o niej nie mówiono. Teraz to nadrabiamy: Elżbieta jest jedną z bohaterek książki „11 dzielnych ludzi”, którą z okazji Święta Niepodległości wydało Narodowe Centrum Kultury. I jedyną z tej jedenastki, która żyje do dziś. Mieszka w bloku przy ul. Gagarina w Toruniu. Kiedy ktoś ją odwiedza, podchodzi do niego wyprostowana, zdecydowanym krokiem. Jest przecież jedną z dwóch kobiet w całej historii Polski, którym nadano stopień generała.
Zresztą przez całe życie uwielbiała dowodzić. Jej koledzy cichociemni wspominali, że w czasie wojny była fajną panną, ale strasznie ostrą. Gdy w 1943 r. przedarła się przez okupowaną Europę do Londynu, to zarzuciła kolegów z biura łączności z krajem taką ilością roboty, że prawie wpadali w rozpacz. – Ona do dzisiaj ma niesamowity dar zmuszania ludzi do pracy – śmieje się córka jej kuzyna, Dorota Zawacka-Wakarecy. – Nawet znanym profesorom potrafi porozdzielać prace, które powinni wykonać dla Fundacji Archiwum Pomorskie AK... Trudno jej odmówić, a poza tym nie istnieje dla niej pojęcie, że coś jest niemożliwe do wykonania – dodaje.
Jej biała sukienka
Przed wojną ta rodowita torunianka, rocznik 1909, zdążyła skończyć matematykę. Została nauczycielką w Tarnowskich Górach. Na studiach zafascynowała ją też organizacja o nazwie Przysposobienie Wojskowe Kobiet. Zachwyciła się letnimi obozami PWK nad jeziorami i w górach, wspólnym śpiewaniem przy ogniskach. I wspólną służbą dla Polski. To sformułowanie może wydaje się komuś wyświechtane, ale ona poświęciła Polsce całe życie. Została instruktorką PWK.
A kiedy wybuchła wojna, rzuciła się w podziemną działalność. W 1940 r. zadzwonił jej telefon. – Biała sukienka jest już gotowa! – powiedział kobiecy głos w słuchawce. To było hasło. Oznaczało, że Elżbieta została kurierką Komendy Głównej polskiego państwa podziemnego. Miała niebieskie oczy, jasne włosy i od dziecka perfekcyjnie władała niemieckim, więc na bezczelnego wchodziła do przedziałów „tylko dla Niemców”. Z Polski ponad 100 razy wywoziła pocztę, a z powrotem przywoziła walizki z dolarami. Nosiła pseudonim „Zo”. Szło jej świetnie. Aż do maja 1942 roku. Przeżyła wtedy osobisty dramat.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak