Polskie wojsko przekazało Irakijczykom odpowiedzialność za prowincję Kadisija. W ten sposób formalnie zakończyła się, trwająca 5 lat, misja naszych żołnierzy w Iraku. Sztabowcy, politycy i publicyści zaczynają powoli liczyć zyski i straty.
Najważniejszą i najboleśniejszą stratą była śmierć 22 polskich żołnierzy (Amerykanów zginęło ponad 4 tys.). I nie można, niestety, z całą pewnością powiedzieć, że ten tragiczny bilans jest już zamknięty. To dlatego, że zakończenie misji nie jest równoznaczne z wycofaniem polskich wojsk. Potrwa ono jeszcze kilka miesięcy (do końca października), bo też powrót wojskowej ekspedycji z Iraku to nie to samo, co powrót studenckiej ekipy z biwaku na Mazurach. Poza tym polscy żołnierze nadal będą prowadzili działania operacyjne, z tą jednak różnicą, że odtąd będzie się to działo tylko na wniosek irackiego gubernatora prowincji. Polacy nadal będą też szkolić irackie wojsko. Po stronie zysków można zapisać doświadczenie, jakie zdobyli polscy żołnierze. Jak podało Ministerstwo Obrony Narodowej, polscy żołnierze w Iraku wykonali ponad 130 tys. patroli i konwojów, w czasie których sprawdzono niemal 10 mln osób i pojazdów. Łącznie zniszczono ponad 3,5 mln sztuk amunicji, zarekwirowanej bądź znalezionej w czasie prac saperskich.
Interesy w Iraku
Kiepsko natomiast wygląda bilans ekonomiczny. Wydatki, jakie musiało ponieść państwo polskie (a w ciągu ostatnich 5 lat przekroczyły one miliard złotych!), nie będą – jak się wydaje – zrekompensowane przez zyski z kontraktów dla polskich firm, zwłaszcza tych reprezentujących sektor paliwowy. Jeszcze dwa i pół roku temu premier Kazimierz Marcinkiewicz mówił, że Orlen będzie miał dostęp do złóż ropy naftowej w Iraku. Tymczasem nasz paliwowy potentat nawet się o to formalnie nie starał. Żaden skrawek „irackiego tortu” nie stał się też udziałem polskiego Lotosu czy PGNiG. Kontrakty w Iraku podpisało natomiast sześć narodowych kompanii naftowych z Algierii, Angoli, Pakistanu, Tajlandii, Turcji i Wietnamu, czyli państw, których większość w ogóle nie brała udziału w operacji wojskowej w Iraku. „Rzeczpospolita” wyliczyła, że do końca II dekady bieżącego roku łączna wysokość irackich zamówień dla 20 polskich firm sięgnęła 410 mln dolarów.
Skutki polityczne
Nie od dziś wiadomo, że podjęta przed kilkoma laty decyzja Amerykanów o wkroczeniu ich wojsk do Iraku nie przyniosła sukcesu na płaszczyźnie politycznej. Główny odpowiedzialny za to prezydent George Bush jr. zapłacił już za to olbrzymim spadkiem społecznego poparcia. Owszem, armia iracka nie stawiała większego oporu i okrutny reżim Saddama Husajna upadł. Dość powszechna jest jednak opinia, że wygrać wojnę to nie to samo, co zaprowadzić pokój. I tak naprawdę nie wiadomo, co będzie, kiedy wojska Zachodu wycofają się z Iraku, a może się to stać prędzej, niż dotąd mówiono. Niemniej obecność Polaków w Iraku była potrzebna mieszkańcom tego kraju. Przynajmniej przez jakiś czas zapewniła im względną stabilizację. Nie to było jednak głównym powodem, dla którego Polska wysłała swoje wojska nad Tygrys i Eufrat. Chodziło o strategiczny sojusz z USA. Jest on polityczną podstawą polskiego bezpieczeństwa narodowe-go. Zwłaszcza że NATO przeżywa ostatnio trudności decyzyjne, a o postulowanym przez Polskę utworzeniu sił zbrojnych Unii Europejskiej przynajmniej na razie możemy zapomnieć. Czy zaangażowanie Polski w Iraku oznacza automatycznie, że w razie zagrożenia naszego kraju możemy liczyć na lojalność amerykańskich partnerów? Bezwzględna odpowiedź twierdząca świadczyłaby o naiwności. Czy jednak jest lepsze rozwiązanie niż sojusz Polski z USA?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała