Po pierwszym poronieniu wydaje się, że świat za kilka tygodni wróci do normy – mówi Monika Nagórko. – Ale śmierć dziecka zmienia. Już zawsze będę inną mamą, kobietą, człowiekiem.
Gdy pod sukienką mamy zaczyna być widoczny coraz bardziej zarysowany brzuch, wszyscy zagadują, jakie dziecko będzie miało imię, kogo by wolała – chłopca czy dziewczynkę. Ale kiedy nastąpi poronienie, traktują to jako temat tabu. Milczy się o nim przy stole, czasem gwałtownie zmienia temat albo stara nie-umiejętnie pocieszać: „Nie martw się, to był tylko ósmy tydzień, nie zdążyłaś się przyzwyczaić”. – A przecież dziecka nie kocha się dopiero w 40. tygodniu ciąży, ale o wiele wcześniej, nawet przed poczęciem – przekonuje Monika. – Dlatego wolałaby usłyszeć: „Wyobrażam sobie, jakie to trudne” albo „Jestem z tobą”. Bo mieliśmy mieć dziecko, a mamy aniołka.
Piotruś na stole
Monika poznała Andrzeja na finale olimpiady matematycznej. Po maturze przyjechała na studia do Warszawy, a zaraz po studiach wzięła z nim ślub. Za jedno z trudniejszych pytań uważają to, ile mają dzieci. – Jeżeli odpowiadamy, że trójkę żyjących, a dwa aniołki, to rozmówcy zwykle ucinają temat – opowiada. – A przecież jak zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, to nie mogę mówić, że nie miałam dziecka i liczyć kolejne urodzone z pominięciem tego, które odeszło. Pawełek, ich pierworodny, przyszedł na świat po dwóch latach, w 2002 r. – Jest żywiołowy, wszędzie go pełno, na wszystko musi się wspiąć, nie boi się ludzi – charakteryzuje go tata.
Julcia urodzona w lipcu 2005 r. to jego przeciwieństwo. – Trzy razy sprawdzi, zanim na coś wejdzie, jak jej się rączka ubrudzi, zaraz woła, żeby ją wytrzeć, umie walczyć o rodziców, jak nikt nie zwraca uwagi – ciągnie Andrzej. Najmłodszy, półroczny Piotruś, jest „made in USA”, bo kiedy się począł, wyjechali do Północnej Karoliny, gdzie Andrzej został zaproszony do pracy badawczej przez profesora – specjalistę topologii, gałęzi matematyki, w której się specjalizuje. Potem mogli go urodzić w Izraelu, gdzie przenieśli się za Andrzejem, tym razem pracującym na Uniwersytecie w Beer Szebie. Ale wybrali Polskę. Piotruś leży na stole, przy którym rozmawiamy i uśmiecha się. – Jest pogodny, najspokojniejszy ze wszystkich – cieszą się rodzice.
Słaby sygnał Ani
Między Pawełkiem i Julcią byli Ania i Kuba. – Kiedy Pawełek miał rok, zaszłam w styczniu ciążę, a poroniłam w marcu – pamięta Monika. – Potem zaszłam w ciążę w maju, a w czerwcu znów było poronienie. Dwa razy jej maleństwa odeszły w pierwszym trymestrze. Przy drugiej ciąży, tuż przed poronieniem, Monika zrobiła sobie prywatnie test krwi, który miał wykazać, jaka będzie płeć dziecka. – To dziewczynka, ale sygnał jest bardzo słaby – poinformował ich lekarz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych