Nadanie obywatelstwa kompletnie niezwiązanemu z Polską człowiekowi tylko dlatego, że może on pomóc w sukcesach naszej piłkarskiej reprezentacji, jest ewidentną i bardzo przykrą pomyłką.
Niekiedy trzeba sporego wstrząsu w postaci czyjejś bulwersującej decyzji, aby zwrócić naszą uwagę na to, co powinno w naturalny sposób budzić uzasadniony niepokój i stawać się zaczynem poważnej dyskusji. Oby taką właśnie pobudką dla uśpionych polskich sumień stała się decyzja Czesława Kłoska, górnika rannego podczas pacyfikacji jastrzębskiej kopalni „Manifest Lipcowy” w grudniu 1981 roku, który postanowił zwrócić prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu nadany mu we wrześniu 2007 roku Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.
Jako powód podał on fakt nadania przez prezydenta Kaczyńskiego polskiego obywatelstwa grającemu w Legii Warszawa brazylijskiemu piłkarzowi Rogerowi Guerreiro, aby mógł on zasilić reprezentację Pol-ski w czerwcowych mistrzostwach Europy. Kłosek podkreślił w wypowiedzi dla katowickiego dodatku „Gazety Wyborczej”, że tło jego decyzji jest jednak znacznie szersze, dotyczy bowiem elementarnych zasad uczciwości i przyzwoitości w życiu publicznym. „Właśnie trwam w osłupieniu, dowiadując się, że jakiś brazylijski piłkarz poprzez nieznane siły PZPN zabiega u Prezydenta RP o naturalizację, by grać z Orłem na piersi. (...) Szukanie po świecie ludzi bez cienia polskich korzeni, małżeństwa czy wieloletniego pożycia, nauki języka jest hańbiące” – napisał Kłosek w liście do głowy państwa. Jak podkreślił, szczególnie oburzyła go relacja telewizyjna z ceremonii nadania polskiego obywatelstwa Rogerowi, który w jej trakcie nieudolnie powiedział: „Jeszcze Polska nie zginęła”. „Niech facet nie cytuje naszych świętych słów, tak jak ja nie będę jechał do Brazylii i popisywał się, że niby je znam. Jeśli chce tu grać w drużynie ligowej, proszę bardzo, ale my też nie będziemy sprzedawać Małysza do Brazylii tylko po to, by oni mieli lepszą reprezentację w skokach” – powiedział Kłosek.
Postanowienie górnika ożywiło licznych przeciwników nazbyt pochopnego – ich zdaniem – nadania Rogerowi obywatelstwa Rzeczypospolitej, co można stwierdzić chociażby na internetowych forach. Podjęta pod dyskretnym naciskiem PZPN decyzja prezydenta Kaczyńskiego jest bowiem bardzo kontrowersyjna. Gdyby brazylijski piłkarz przebywał dłuższy czas w naszym kraju (słynny kenijski średniodystansowiec Kipketer czekał aż 8 lat na duńskie obywatelstwo, chociaż był wielokrotnym mistrzem świata i olimpijskim) albo ożenił się z Polką, można byłoby zrozumieć prezydencki gest. Roger nie jest jednak ani wybijającym się futbolistą, ani zakorzenionym w Polsce imigrantem, ani mężem naszej rodaczki. Obdarzenie go obywatelstwem RP stanowi zatem dla niego niczym nie zasłużony honor. To przykre, że w pogoni za sławą, jaką może przynieść Polsce wysoka pozycja naszej reprezentacji na mistrzostwach Starego Kontynentu, prezydent nie zawahał się wystawić na szwank dobrego imienia państwa, którego jest najwyższym przedstawicielem.
Co się stało, to już się oczywiście nie odstanie, ale być może wywołana przez dzielnego górnika publiczna debata pozwoli uniknąć w przyszłości podobnych błędów. Bo dla mnie nadanie obywatelstwa kompletnie nie związanemu z Polską człowiekowi tylko dlatego, że może on pomóc w sukcesach naszej piłkarskiej reprezentacji (w co osobiście wątpię, bo trudno spodziewać się, by nowy zawodnik zdołał przez dwa miesiące wtopić się w zgrany już ze sobą zespół) jest ewidentną i bardzo przykrą pomyłką. Żal mi, że popełnił ją polityk znany z autentycznie wielkiego przywiązania do wartości patriotycznych
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Bukowski, filozof, publicysta