Przemysław Kucharczak: Czy widzi Pan jakąś szansę na upadek junty w Birmie?
Dr Krzysztof Jakubczak: – Nie odważę się prorokować. Jednak ciekawe, że siłą napędzającą protest są mnisi buddyjscy. Społeczeństwo Birmy tak naprawdę wcale nie szuka demokracji albo wolności osobistej: te pojęcia rozumieją tam tylko wąskie elity. Ludzie oczekują za to od władcy, że będzie wspierał zakon. I do tej pory junta z tego obowiązku się wywiązywała, wspierała finansowo klasztory czy prowadzone przez mnichów uczelnie.
W stanie wojennym w Polsce komuniści woleli rzucać na ludzi ZOMO, zamiast wojska. Bali się, że wielu polskich żołnierzy mogłoby odmówić strzelania do braci. Dlaczego w Birmie jest inaczej?
– Ludzie mają tam troszkę inny stosunek do życia. Życie ludzkie jako takie nie jest dla nich nadrzędną wartością. Ma na to wpływ choćby ich wiara w reinkarnację. W obszarze cywilizacji chrześcijańskiej ludzie kształtowali się w przekonaniu, że dane jest nam tylko jedno życie. Bez wątpienia to ma jakiś wpływ na gotowość wojska do strzelania do ludności.
W jakim kierunku może się tam rozwinąć sytuacja?
– Jeśli junta dogada się z mnichami i przeznaczy istotne nakłady finansowe na zakon, to sprawa zostanie zapewne wyciszona. To społeczeństwu wystarczy i prawie nikt nie będzie się wtedy domagał demokracji. Jednak jeśli z powodu trudności gospodarczych junta zakonu nie wesprze – sytuacja będzie się zaogniać.
* Dr Krzysztof Jakubczak pracuje w Katedrze Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ w Krakowie
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z dr. Krzysztofem Jakubczakiem