Na świecie 854 miliony ludzi cierpi z niedożywienia. Tymczasem w Rzymie o tym, jak zlikwidować głód, politycy debatowali przy suto zastawionych stołach i wykwintnym menu.
Najpoważniejszy od trzech dekad kryzys żywnościowy był głównym przedmiotem trzydniowego szczytu FAO, oenzetowskiej agendy ds. wyżywienia i rolnictwa. Od 3 do 5 czerwca w Rzymie światowi przywódcy w luksusowych warunkach prowadzili pogawędki o sposobach zwalczania głodu. Według danych samej FAO, co 3,6 sekundy ktoś na świecie umiera z głodu. ONZ szacuje, że jeśli wzrost cen żywności na świecie się nie zatrzyma, za dziesięć lat liczba głodnych po raz pierwszy w historii może przekroczyć miliard ludzi.
Głód znika na rynku
Przyczyny głodu na świecie są w zasadzie trzy: polityczne, ekonomiczne i klimatyczne. Z danych publikowanych przez FAO wynika, że do 2003 roku (to „najświeższe” informacje udzielane przez tę organizację) strefa niedożywienia pokrywała się zasadniczo z obszarem, gdzie nie było mowy o wolnej gospodarce. Innymi słowy, tam, gdzie zwyciężają prawa rynku, poprawia się ogólna sytuacja bytowa ludności (patrz: infografika). Wiele krajów Trzeciego Świata wydaje pieniądze na broń, potrzebną do podtrzymania zbrodniczych reżimów, zamiast na rozwój gospodarczy. Afryka nie wykorzystała możliwości, które przyniósł okres postkolonialny. Kontynent wciąż wyniszczany jest lokalnymi wojnami. O sytuacji w kraju decydują obsesje tyranów (symbolicznym ich przedstawicielem był w Rzymie prezydent Zimbabwe Robert Mugabe). W Korei Płn. reżim Kim Dong Ila zabija głodem nie tylko politycznych przeciwników. Pomoc rolnicza sprzed półwiecza sprawdziła się w Indiach, ale już nie w Afryce. Nowoczesna agrotechnologia podnosi wydajność, ale likwiduje głód dopiero, gdy produkcja trafia do konsumentów. W Indiach rozwój gospodarczy umacnia wolny rynek. Nawet Chiny – mimo rozwarstwienia społecznego i kontroli państwowej – stopniowo zmniejszają sferę niedożywienia.
Coraz droższy obiad
Opublikowany niedawno wspólny raport OECD i FAO zapowiada serię bardzo niekorzystnych wydarzeń, które nieuchronnie doprowadzą do znacznego wzrostu cen żywności. I znowu okazuje się (wbrew intencjom twórców raportu), że im więcej regulacji rynku, tym gorsza sytuacja żywnościowa na świecie. Czym straszą analitycy? Wzrostem cen wołowiny i wieprzowiny o 20 proc., kukurydzy i odtłuszczonego mleka w proszku – aż o 60 proc. Mieszkańców dostatniego Zachodu 10-procentowe (średnio) podwyżki mogą najwyżej drażnić. Jednak w krajach najbiedniejszych, takich jak Bangladesz, gospodarstwa domowe muszą się liczyć z aż 60-procentową podwyżką wydatków. W ciągu roku przez światowe giełdy przetoczyło się tsunami podwyżek podstawowych produktów żywnościowych. Ryż zdrożał o 80 proc., bo wcześniejsze słabe plony pszenicy skończyły się skokiem cen o 125 proc. W niektórych sklepach w USA sprzedaż ryżu jest reglamentowana. Indie i Wietnam wprowadziły zakaz eksportu ryżu, a tradycyjni jego sprzedawcy, tacy jak Bangladesz, Filipiny czy Singapur, rozpoczęli masowy import. Najdotkliwiej odczuwają te zmiany najbiedniejsi, bo to oni wydają niekiedy cały dochód na zaspokojenie podstawowych potrzeb.
Na ceny jedzenia znacząco wpływają ceny energii. A paliwa są konieczne nie tylko do upraw i hodowli, ale i w przetwórstwie oraz dystrybucji. Cóż, kiedy ropa drożeje, postawiono na paliwa alternatywne. I nagle okazuje się, że cudowne panaceum na światowy głód energii, jakim miały być biopaliwa, jest jednym z głównych sprawców podwyżek cen żywności.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Sebastian Musioł