Ta historia ma dwie wersje. Na razie nie wiadomo, która jest prawdziwa. Być może nigdy nie będziemy wiedzieli. Pewne jest tylko jedno. Z banku Société Générale wyparowało prawie 5 mld euro.
Tych pieniędzy nie da się odzyskać, bo nie zostały zrabowane, tylko źle zainwestowane. Kto jest winny największej stracie transakcyjnej w historii? I tutaj właśnie zaczynają się rozbieżności.
Wersja pierwsza – banku
Bank Société Générale jest drugim co do wielkości bankiem Francji. Założony w drugiej połowie XIX w. przez trzech przemysłowców, jest obecny w kilku krajach Europy Środkowej i tych, które były kiedyś koloniami francuskimi. W samej Francji ma kilka tysięcy oddziałów. W świecie finansowym był zawsze podziwiany za fachowość i… ryzykanctwo. Ryzykanctwo, które bankowi bardzo się opłacało. Stosowany tam system wyszukanych instrumentów finansowych był podobno pionierski. Jak w takim razie doszło do gigantycznych strat? Bank twierdzi, że spowodował je jeden człowiek, inwestujący na giełdzie makler Jérôme Kerviel. Przez kilkanaście miesięcy obracał niewyobrażalnie dużymi kwotami, choć wcale nie miał na takie inwestycje licencji.
Miał permanentnie oszukiwać dwa skomplikowane systemy zabezpieczeń. Posługiwał się fałszywymi i wykradzionymi kolegom hasłami oraz powoływał do życia… nieistniejących klientów. Zdaniem banku, te wszystkie malwersacje były możliwe, bo Kerviel, zanim zajął się inwestycjami, pracował w dziale zajmującym się oceną ryzyka przy obrocie papierami wartościowymi. Tam miał od samych podstaw poznać systemy komputerowe banku i tam właśnie miał odkryć dziurę w systemie. Gdy awansował do działu Delta One, zajmującego się inwestowaniem, zaczął wprowadzać w życie swój plan. W ciągu kilkunastu miesięcy (bank twierdzi, że chodzi o okres jednego roku, prokuratorzy – że raczej dwóch lat) zainwestował kwotę 50 miliardów euro. To wielokrotnie więcej niż wart jest cały bank Société Générale i mniej więcej tyle, ile co roku wpływa do polskiego budżetu. Część z tych inwestycji przyniosła straty i stąd 5 mld euro manka.
Jak to się stało?
To, że inwestycje na giełdzie mogą przynieść straty, jest oczywiste. Dlatego się je bilansuje. Nigdy nie stawia się wszystkiego na jedną kartę, bo wtedy ryzyko jest bardzo duże. Nie sposób uwierzyć, że nie wiedział o tym makler ogromnego banku. Dzisiaj wszystko wskazuje na to, że zadziałał u niego mechanizm spirali. Gdy pierwsze inwestycje nie przynosiły zysku, Kerviel – żeby się odkuć – musiał grać ostrzej. Ostrzej zawsze znaczy bardziej ryzykownie. Pewnie czasami się udawało, ale w większości przypadków ponosił porażki. Straty były coraz większe, więc spanikowany dealer musiał coraz większe kwoty inwestować w coraz bardziej ryzykowne przedsięwzięcia. Tylko jak to jednak możliwe, że nikt w banku nie widział, co się dzieje? Jak jeden makler mógł zainwestować tak ogromną sumę pieniędzy? Gdzie systemy bezpieczeństwa?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek